Justin
W sytuacji pierwszy zorientował się Jaxon. Jego duże oczka
zabłysnęły, pędem zerwał się z krzesła i rzucił w naszym kierunku. Ojciec
odruchowo chciał go zatrzymać, już wyciągnął ręce w jego stronę, ale w
ostatniej chwili zorientował się, że jego syn nie biegnie do obcego człowieka,
tylko do swojego brata.
- Justin! –
krzyknął szczęśliwy chłopczyk i wskoczył mi w ramiona. Puściłem rękę Rose,
chwyciłem brata pod pachami i zakręciłem nim parę razy.
- Jeszcze,
jeszcze! – wykrzyknął, gdy zacząłem zwalniać. Uśmiechnąłem się ciepło i natychmiast
wykonałem jego prośbę.
Jaxon zaśmiał się
wesoło, co sprawiło, że w moim sercu natychmiast rozlało się przyjemne ciepło.
Strasznie go kochałem, strasznie za nim tęskniłam. Był jedynym członkiem
rodziny, dla którego wciąż byłem tylko Justinem, a nie Justinem, który kiedyś
pił, ćpał i robił wiele innych świństw. Lub… po prostu Jaxon był zbyt młody,
aby pamiętać mnie za tamtych czasów.
Kiedy uznałem, że
już wystarczy tego kręcenia, odstawiłem brata na podłogę i zmierzwiłem jego
jasne włosy, tak podobne do moich.
- Chciałbym ci
kogoś przedstawić, stary – powiedziałem, wskazując na Rose.
Chłopczyk
przeniósł na dziewczynę swoje oczka, a ta uśmiechnęła się do niego ciepło.
- To jest Rose –
przedstawiłem ją.
- Cześć –
przywitała się i schyliła się tak, aby być na jego poziomie. – Ty jesteś Jaxon,
tak?
Chłopczyk
uśmiechnął się szeroko.
- Tak! –
potwierdził energicznie. – Jaxon Bieber.
Wyłączyłem się na
chwilę. Przyglądałem się Rose, która rozchyliła swoje pełne wargi, aby coś
jeszcze powiedzieć, po czym szybko, w pełni nieświadomie je oblizała.
Rozmawiała z moich bratem, ale sens słów nie za bardzo do mnie docierał.
Odgarnęła kosmyk włosów za ucho, odsłaniając całkowicie profil swojej twarzy.
Zwróciła ją w moją stronę i nasze spojrzenia się spotkały. Podniosła się z
pozycji kucającej, a ja otoczyłam ją ramieniem i pocałowałam w policzek.
Wtedy
przypomniałem sobie o kimś. Odwróciłem twarz w stronę czarnowłosej,
czterdziesto-dwu letniej kobiety i nieśmiało uniosłem kąciki ust. Tak dawno jej
nie widziałem, a znaczyła dla mnie tak wiele… Wciąż jednak trudno mi było na
nią patrzeć – mimo, że od śmierci Jazmyn minęły już trzy lata, z jej oczu nie
zniknęło jeszcze to cierpienie, za które byłem odpowiedzialny. I obawiam się,
że nie zniknie ono już nigdy.
- Mamo… -
wyszeptałem niepewnie. – Tak cię przepraszam…
Nie wiedziałem
dokładnie za co. Za to, że przyszedłem? Za to, że przychodzę dopiero teraz? Za
Jazmyn, za narkotyki?
Ale przepraszałem.
I to było najważniejsze.
Kobieta zerwała
się z miejsca i podbiegła do mnie, wymawiając imię, które nadała mi 21 lat
temu. Objąłem ją mocno, a ona odwzajemniła uścisk.
- Przepraszam… -
powtórzyłem.
- Nie masz za co
przepraszać. Już dawno ci wybaczyłam.
Odsunęła się
trochę i chwyciła moją twarz w dłonie. Popatrzyła się na mnie swoimi wielkimi,
smutnymi oczami, w których błyszczały łzy.
Wiedziałem, że nie
mówiła całej prawdy. Była moją matką, więc dalej, mimo wszystko mnie kochała,
ale od tamtego wydarzenia nasze
relacje na zawsze się zmieniły. Czasami ludzie popełniają błędy, których po
prostu nie da się zapomnieć.
A mimo wszystko
ona próbowała.
- Dziękuję.
Nie rozumiałem
tego. Na jej miejscu wyparłbym siebie i wydziedziczył, a ona tak po prostu
trzymała mnie w ramionach.
- Ale się
zmieniłeś! – stwierdziła, uśmiechając się słabo. – Wyprzystojniałeś… Przez tę
nową fryzurę wyglądasz dużo dojrzalej. W zeszłym tygodniu widziałam w telewizji
Nad szubienicą i prawie cię nie
poznałam!
- I mama zaczęła
wołać tatę, że jesteś w telewizji, ale zamiast taty przyszedłem ja, bo bardzo
chciałem cię zobaczyć, a wtedy mama powiedziała, że to nie jest film dla mnie i
kazała mi wracać do pokoju! – powiedział Jaxon obrażonym tonem.
- Sam wiesz, jakie
tam są sceny – usprawiedliwiła się kobieta, odsuwając się ode mnie. – Nie
chciałam, żeby oglądało je dziecko.
- Nie jestem już
dzieckiem! – zaprotestował mój brat, krzyżując ręce na piersi. – Za rok już idę
do szkoły!
- Niedługo, jak
będziesz troszeczkę starszy, to obejrzymy go razem – zaproponowałem. - Co ty na
to?
- Okej! – zgodził
się i na jego twarz natychmiast powrócił entuzjazm.
Uśmiechnąłem się
delikatnie do stojącej obok Rose i objąłem ją ramieniem w talii.
- Mamo, to jest
Rose. Rose, to jest moja mama.
Kobieta uśmiechnęła
się ciepło.
- Witaj Rose,
jestem Pattie.
- Miło mi panią
poznać.
Moja mama objęła
ją przyjaźnie, a dziewczyna nieśmiało odwzajemniła uścisk.
- Tato, tato! –
wykrzyknął nagle Jaxon, jakby nagle przypomniało mu się, że nie jesteśmy sami w
pomieszczeniu. – Justin przyjechał!
- Widzę przecież –
odparł oschle mężczyzna.
Coś we mnie pękło.
Myślałem, że tak jak mama chociaż spróbuje mi wybaczyć, a on najchętniej
przestałby się przyznawać do tego, że jestem jego synem. Chociaż w sumie… na jego
miejscu zapewnie postąpiłbym podobnie.
Mężczyzna wstał
spokojnie od stołu, podniósł duży kubek, z którego przed chwilą wypił całą
herbatę i podszedł do zlewu. Gapiliśmy się wszyscy niczym idioci, jak wkłada
tam naczynie i odkręca wodę. Jej miarowy szum potęgował niezręczną ciszę, która
między nami zapadła. Poczułem na sobie spojrzenie Rose, więc zwróciłem na nią
swój wzrok. Zaciskała niepewnie usta, jak zawsze, gdy była zestresowana.
Westchnąłem cicho. Uniosłem dłoń i delikatnie odgarnąłem kosmyki włosów za jej
ucho.
Wszystko będzie dobrze.
Kogo ja chciałem
przekonać? Ją czy siebie?
Kiedy mój ojciec
wreszcie opłukał swój kubek i odstawił go na miejsce, ruszył w naszą stronę.
Myślałem, że chce się przywitać i już puszczałem Rose, aby go objąć, kiedy on
bezceremonialnie minął nas i wszedł na schody.
- Jeremy! –
krzyknęła za nim mama.
Mężczyzna
westchnął ciężko i zatrzymawszy się, odwrócił się w naszą stronę.
- O co ci chodzi?
– spytał spokojnym głosem.
- No nie wiem,
może byś się przywitał? To nasz syn!
- Żyję bez córki,
poradzę sobie także bez syna – odpowiedział cicho i zniknął między regałami
książek.
Bolało.
Najbardziej chyba to, że miał rację.
Mama westchnęła
cicho i kiedy usłyszeliśmy jak ojciec zamyka się w jednym z pokoi, zwróciła się
do nas współczująco:
- Przepraszam was
za niego. Niedługo mu przejdzie – zapewniła.
- Mamo… ojcu nie
przeszło przez całe trzy lata. Wątpię, że odmieni się to w kilka minut.
Kobieta
odchrząknęła nerwowo i spróbowała się uśmiechnąć.
- Mimo wszystko,
czujcie się jak u siebie i nie zwracajcie uwagi na jego – w tym momencie
podniosła głos tak, aby tato mógł ją usłyszeć. – SZCZENIACKIE ZACHOWANIE!
Chodźcie do kuchni, zrobię wam śniadanie.
- Rose, Rose! –
wykrzyknął nagle Jaxon, szarpiąc dziewczynę za kraniec bluzki. Umiesz grać w
Eurobusiness?
- Tak, umiem. –
Zaśmiała się. – A co?
- Zagrasz ze mną?
–spytał podekscytowany. – Proszę, proszę, proooooszę!
- Okej, czemu nie.
Dawno w to nie grałam.
- To chodź, pokażę
ci mój pokój!
Radośnie złapał ją
za rękę, chamsko wyrwał z mojego uścisku i pociągnął na górę.
- Jaxon, wypiłeś
herbatę?! – krzyknęła za nim mama.
- Tak, wypiłem!
Kobieta westchnęła
ciężko i ruszyła w stronę kuchni.
- Chodź, Justin,
porozmawiamy.
Usiedliśmy przy
stole naprzeciwko siebie. Spojrzałem jeszcze raz na schody, na których właśnie
znikali Rose i Jaxon.
- Super. Brat
próbuje mi odbić dziewczynę.
Kobieta zaśmiała
się cicho.
- Czyli nie jesteś
już z Kate? – spytała.
Zmarszczyłem brwi.
- Jaką Kate?
- Byliście razem,
gdy ostatni raz się widzieliśmy. Nie pamiętasz?
- Nie –
odpowiedziałem lakonicznie, jednak po chwili coś zaczęło mi świtać. – Ach tak,
pamiętam. Ale to nie było za bardzo… na poważnie.
Nie wiem, czy
naszą ówczesną relację można nazwać związkiem, ale tak właśnie wtedy ją
nazywałem. Polegała ona głównie na tym, że ja udawałem, iż nie widzę, że jej
zależy tylko na mojej kasie, a ona udawała, że nie widzi, iż mi zależy tylko na
seksie. Przez parę miesięcy nieźle nam to wychodziło. Nie potrafiliśmy jednak
ze sobą rozmawiać, myślę, że głównym powodem była tutaj Kate, która miała
szminkę zamiast mózgu. „Związek” wprawdzie nie był oparty na miłości, przyjaźni
i zaufaniu, dawał mi jednak poczucie stabilności – złudzenie, że jestem
dojrzałym, potrafiącym odnaleźć się w życiu człowiekiem.
- Dlaczego
zerwaliście? – spytała mama.
Kate puściła się z
innym. Byłem wściekły. Myślałem, że to, że jesteśmy razem, do czegoś nas
zobowiązuje – ja jej wprawdzie nie kochałem, ale nie zdradzałem. Nie złamała
mojego serca, złamała moje ego. Więc ją wyrzuciłem z domu.
- Zdradziła mnie.
– Wzruszyłem ramionami.
- Suka. Z kim?
Zaśmiałem się. Za
to właśnie kocham swoją mamę.
- Z fotografem.
- Z modelkami tak
zawsze.
- Nie zawsze –
zaprotestowałem szybko. Jane była modelką i nie mogłem pozwolić na wrzucanie
jej do jednego worka z Kate. – Znam taką jedną, która nie zachowuje się jak
dziwka.
- Rose?
Stanęła mi przed
oczami. Siedziała na krawężniku przy lotnisku w Phoenix i śmiała się
serdecznie. Jej jasne włosy lśniły w słońcu, rozwiewając się delikatnie na
boki.
- Nie, taka Jane.
Rose nie skończyła jeszcze szkoły.
Inna sprawa, że
Jane trudno byłoby się przespać z fotografem, jako że jest lesbijką… Ale o tym
już postanowiłem mamie nie wspominać.
- Dbaj o nią.
- O Jane? –
zdziwiłem się.
Czyżby moja mama
uznała niepuszczającą się modelkę za przypadek tak rzadki, że aż wymagający
szczególnej ochrony?
- Nie, głuptasie.
O Rose.
Uśmiechnąłem się
delikatnie na dźwięk jej imienia.
- Widzę, jak się
na nią patrzysz. Nie zauważałam u ciebie takiego zachowania przy żadnej innej
dziewczynie. Nie pozwól jej odejść.
- Dbam o nią, nie
martw się. Jak o nikogo innego. Głównie dlatego tu jesteśmy.
Kobieta zmarszczyła
brwi.
- Coś się stało?
- Nie – odpowiedziałem
niepewnie. Chciałem wyjawić mamie prawdę, ale nie wiedziałem czy mogę. O
prawdziwym pochodzeniu Rose nie wiedziała nawet Charlie, której mówiłem
wszystko. – To znaczy… tak. Tylko nie wyciągaj od razu pochopnych wniosków,
okej?
- Nie martw się,
nie będę – zapewniła.
Przełknąłem ślinę.
- Dobra, więc… ona
jest poszukiwana.
Moja mama rozszerzyła
powieki.
Ta… nie będzie wyciągać pochopnych wniosków.
- Ale! –
dodałem szybko, żeby nie zdążyła nic wymyśleć. – Ona nie zrobiła nic złego. To
zupełnie nie jej wina. Można powiedzieć… że miała po prostu pecha w życiu.
- Wszystko można
zwalić na pecha, Justin.
- Ona nie zrobiła
nic złego, mamo! Wiedziałem, że zaraz sobie tak pomyślisz… Ktoś jej po prostu
kiedyś spieprzył życie, które ja próbuję odbudować.
- Justin…
- Nie, mamo, ja
wiem, co ty sobie teraz myślisz! Ona jest w stu procentach niewinna! Rose nic
złego w życiu nie zrobiła i nie zasługuje nawet na najmniejszą cząstkę tego
cierpienia, jakie zaznała! Jak pierwszy raz ją zobaczyłem… ona była przerażona,
mamo! Jak małe zwierzątko czekające na śmierć!
- Spokojnie…
Nie mogłem przestać, rozkręciłem się na dobre.
- I wciąż
dostrzegam ten strach w jej oczach! Ona stara się to ukryć, ale ja i tak go
widzę… Boję się, że nie dam rady dać jej tego poczucia bezpieczeństwa, na jakie
zasługuje… A mimo to, ona jest taka silna! Gdy jestem załamany, ona potrafi
podnieść mnie na duchu nawet nie pytając o powód smutku. To jest niesamowite.
Ona jest niesamowita!
Zamilknąłem na
chwilę, bo zabrakło mi tchu. Dopiero teraz zauważyłem, jak bardzo wczułem się w
to co mówię.
- Sorry za ten
słowotok – wymamrotałem. – Musiałem się komuś wygadać.
- Jest w porządku.
Tylko powiedz mi… Czy jesteśmy w niebezpieczeństwie?
- Nie, oczywiście,
że nie. Nie narażałbym was. Po prostu w Kalifornii nie jest teraz zbyt
bezpiecznie. Nie sprawi wam to problemy, jeżeli zostaniemy u was jeszcze noc
czy dwie?
- Jesteście tu
zawsze mile widziani – zapewniła z uśmiechem, po czym dodała ciszej: - Ona wie,
prawda?
- O czym?
- O… Jazmyn.
Jazmyn.
Chciałbym,
bardzo bym chciał, aby o tym wiedziała. Źle się czułem, ukrywając to przed nią.
Wprawdzie jej nie okłamywałem – Rose dobrze wiedziała, że nie mówię jej całej
prawdy i nie miała nic przeciwko. A przynajmniej udawała, że nie ma nic
przeciwko…
- Nie –
wyszeptałem. – Nie wie.
- Powinna
wiedzieć.
Wiem, wiem, wiem. Powinienem jej powiedzieć.
Ale boję się. Tak cholernie się boję, że wtedy odejdzie.
- Powiedz
jej, Justin. Nie okłamuj jej.
Mamo, ona potrzebuje poczucia
bezpieczeństwa. Jeżeli jej powiem, przy mnie w życiu go już nie zazna.
- Synu…
Boję się. Boję, że Rose zacznie się mnie
bać.
Ale ona musi wiedzieć. Musi wiedzieć, żeby mnie rozumieć.
- Dobrze.
Powiem jej – wyszeptałem tak cicho, że sam ledwie siebie usłyszałem.
- Powtórz. Nie
usłyszałam.
To mogła być
najgorsza decyzja mojego życia. Ale ją podjąłem.
Ponieważ kocham
Rose.
Więc powtórzyłem
głośniej, tak aby dotarło do mamy i do mnie w stu procentach.
- Powiem jej całą
prawdę.
***
Więc czas zadać to pytanie: co ukrywa Justin?
W opowiadaniu zawarłam już wszystkie elementy, które wystarczy tylko poukładać w logiczną całość. Czy ktoś z Was ma pomysł? Co przeskrobał Justin?
Kolejny rozdział w niedzielę!
Komentujcie!