Rosanne stanęło serce.
Zapomniała, jak się oddycha. Czas zwolnił, słyszała pulsowanie krwi we własnych
uszach.
Była wolna.
Nareszcie.
Czekała na ten moment
od siedmiu lat. Od dawna nie miała już jednak nadziei na to, że ten piękny sen
stanie się rzeczywistością. Dotknęła skórzanego fotelu.
"To się dzieje
naprawdę."
Zakryła twarz dłońmi i
poczuła, jak spływają po nich łzy. Nie próbowała ich nawet powstrzymać.
Pierwszy raz od wielu lat pozwoliła tak po prostu wypłynąć uczuciom.
- Rose?... Wszystko
okej? - spytał Justin, marszcząc z troską brwi.
- Ja... ja już całkiem
straciłam nadzieję na to, że ktoś mi pomoże - powiedziała, łkając. - Myślałam,
że spędzę tam całe swoje życie.
- Od dzisiaj już nikt
nie będzie cię do niczego zmuszał. Wszystko będzie dobrze, obiecuję.
"Wszystko będzie
dobrze."
Rosanne zaśmiała się
cicho przez łzy. Nareszcie po siedmiu latach poczuła się bezpieczna. Życie
stało się piękne. Nie miała pojęcia nic o człowieku, z którym jedzie, ale nie
obchodziło jej to. Uratował ją. Podarował jej życie. To wystarczyło, aby
mianowała go najlepszym człowiekiem na Ziemi.
Wzięła głęboki oddech.
Powietrze w samochodzie pachniało cytryną, co zapewne było skutkiem zapachowej
zawieszki. Rose wiedziała jednak, że ten zapach już zawsze będzie dla niej
zapachem wolności,
Spojrzała na Justina i
zauważyła, że ten przygląda jej się z zaciekawieniem.
"Dlaczego on ma
tak cholernie hipnotyzujące oczy?", pomyślała.
- Ile masz lat? -
zapytał.
- Siedemnaście.
Jego oddech
przyspieszył.
- Jesteś strasznie
młoda.
- Nie wyglądasz na
wiele starszego - zauważyła.
- Bo jestem tylko o
cztery lata, ale nie chodzi mi o to. Jesteś jeszcze niepełnoletnia! To... to
przerażające, co ci zrobili. Ile tam byłaś? Kilka miesięcy? Kurwa, Rose, to
nienormalne!
Dziewczyna przygryzła
wargę.
- Trochę się
pomyliłeś.
- Z czym?
- Ym... z tym, ile tam
byłam.
- To znaczy?
- Nie byłam tam przez
kilka miesięcy. Ja... byłam tam przez siedem lat.
Chłopak spojrzał na
nią z przerażeniem.
- Wkręcasz mnie? -
zapytał ostrożnie.
- Nie mam powodu.
Wargi mu
zadrżały.
- Nie wierzę... Nie
wierzę... - szepnął i wziął parę głębokich oddechów. Po chwili się trochę
uspokoił. - Podziwiam cię.
- Za co?
Zacisnął usta.
- Za to, że przez te
wszystkie lata nie popełniłaś samobójstwa - powiedział cicho.
- Często o tym
myślałam. Ale moja wiara mi nie pozwalała.
- To dobrze.
Zapanowała między nimi
cisza., więc Justin włączył cicho radio. Raz na jakiś czas spoglądał na Rosanne
z troską, jakby sprawdzał, czy aby na pewno wciąż tam się znajduje. Po jakimś
czasie dziewczyna zaczęła przysypiać.
- Chyba jestem ci
winien wyjaśnienia.
Dziewczyna otrząsnęła
się z transu i spojrzała na niego.
- Jakie wyjaśnienia?
- No, za ten hotel i w
ogóle.
- Ach...
Przełknął ślinę.
- Miałaś przyczepiony
GPS z mikrofonem, wiesz?
- Nie wiedziałam.
- Więc... na parkingu
ci go odczepiłem i zostawiłem w pokoju hotelowym. Dzięki temu zaczną cię szukać
dopiero jakoś jutro w południe...
- O kurwa - szepnęła
Rosanne.
- Co się stało?
Dopiero teraz
zorientowała się, że kiedy tylko zauważą, że coś jest nie tak, zaczną się
poszukiwania. Nie odpuszczą. Przecież mogła nanieść na nich policji.
Znajdą ją. Na pewno.
Będzie zupełnie tak, jak siedem lat temu, w tamten deszczowy wieczór.
- Nigdy nie będę
wolna. Znajdą mnie - wyszeptała i poczuła, że oczy znowu jej łzawią.
Po raz kolejny nabrała
się na bajkę, którą opowiadała sobie przez ostatnie siedem lat, w którą co roku
wierzyła coraz mniej. W bajkę pt."Będzie dobrze".
Nienawidziła swojej
naiwności.
- Nie znajdą cię. Nie,
dopóki będziesz się trzymała ze mną. Tutaj nic ci nie grozi.
Rosanne spojrzała w
jego karmelowe oczy. Pod jego spojrzeniem czuła się całkowicie bezpieczna.
Położyła głowę na miękkim nagłówku i przed oczami stanęły jej czternaste
urodziny jej siostry. W salonie rozbrzmiewała głośna muzyka, a Rosanne
siedziała w swoim pokoju. Melanie świętowała razem z przyjaciółkami, do których
ta nie miała oczywiście dostępu. Pamiętała, że było jej bardzo przykro.
Nagle zawołano ją na
tort. Rosanne wybiegła z pokoju do ukochanej siostry. Zaczęli śpiewać „Sto
lat”, kiedy ojciec wpadł do salonu.
Był kompletnie pijany.
Chwycił jedną z koleżanek Melanie za koszulkę i uderzył - tak po prostu, bez
powodu.
Zaczęła się panika.
Matka zaczęła wrzeszczeć, przyjaciółki jej siostry pouciekały do swoich
mieszkań. Siostra była załamana.
Kiedy tylko
wytrzeźwiał, wytłumaczył im, że jego firma zbankrutowała. Błagał o
przebaczenie, obiecując, że to się już nigdy nie powtórzy. Wszystkie
postanowiły mu wybaczyć.
To się jednak ciągle
powtarzało. Nie mógł znaleźć pracy, załamany pił, wracał taki do domu, wyżywał
się na nich, a następnie przepraszał i obiecywał poprawę. Pewnego wieczoru
wrócił pijany do domu. Zaczął wyzywać i bić matkę, a następnie zwrócił się ku
Rose. Dziewczyna była pewna, że do końca życia nie zapomni jego wzroku, kiedy
to brał zamach, aby ją uderzyć.
Nie wytrzymała.
Wyrwała mu się i uciekła. Biegła przed siebie, a jej łzy mieszały się z
kroplami deszczu. Potknęła się o nierówny chodnik, jednak nie wstała. Leżała,
zwinięta w kulkę, a jej nowe jeansy przesiąkały mętną wodą.
W okolicy nie było
żywej duszy, nikt nie wychodził z domu podczas burzy. Wyjątkiem był młody
mężczyzna w czarnej czuprynie i okularach przeciwsłonecznych.
- Rose!
Dziewczyna poczuła, że
ktoś trzęsie ją delikatnie za ramiona. Gwałtownie otworzyła oczy i rozejrzała
się dookoła. Nadal siedziała w samochodzie.
- Hej, chodź, już
jesteśmy.
Spojrzała w prawo i
ujrzała Justina. Stał już przy samochodzie, obok jej otwartych drzwi. Zawiał
delikatny wiaterek, przenikając jej skąpy strój. Poczuła dreszcze.
Szybko się odpięła i
wysiadła z samochodu, zamykając za sobą drzwi. Chłopak delikatnie objął ją w
talii, aby zaprowadzić do domu - był to czysto braterski gest, jednak Rosanne
gwałtownie się odsunęła.
- Przepraszam... -
wydukał.
Dziewczynie zrobiło
się strasznie głupio. "Przecież nie miał złych zamiarów, idiotko",
pomyślała i poczuła, jak jej twarz ogarnia rumieniec.
- To ja przepraszam,
że tak zareagowałam.
- Nie przepraszaj. Też
na twoim miejscu nie chciałbym, aby jakiś obcy facet mnie dotykał – powiedział.
Rosanne wiedziała, że
on ma rację. Nie był dla niej jakimś tam „obcym facetem” – dał jej najlepszą
rzecz, jaką kiedykolwiek ktokolwiek mógł jej dać: wolność, ale mimo to,
dalej pozostawał mężczyzną, a mężczyźni kojarzyli jej się z jednym – z bólem.
Przykładem był jej
ojciec, który tak naprawdę bardzo dobrym człowiekiem, a ona była jego ukochaną
córeczką. Nigdy nie dogadywała się tak dobrze ani z matką, ani z siostrą.
Zawsze, gdy miała jakiś problem szła do niego.
Tak było przez
dziewięć pięknych lat. Tak było aż do momentu, w którym zaczął pić.
- Witam w domu.
Rosanne spojrzała na
widniejącą przed nimi posiadłość i przestała myśleć o czymkolwiek innym.
***
Hej!
Dziękuję za 1000 wyświetleń! Wiem, że dla niektórych to wciąż bardzo mało, jednak dla mnie znaczą one bardzo wiele :)
Rozdziały będę wrzucać tak często, jak tylko będę w stanie. Znowu zaczyna się szkoła, przez co będę miała mniej czasu na pisanie; rozdziałów nie będzie jednak mniej niż jeden tygodniowo.
Bardzo mi zależy na poznanie Waszej opinii na temat mojego opowiadania, więc wygłaszajcie ją w komentarzach :)
Tak mnie to wciągnęło, że wczoraj i dzisiaj, co chwilkę sprawdzałam czy nie dodałaś przypadkiem rozdziału! I chyba będę kontynuować tę tradycję, bo nie mogę się doczekać co będzie dalej!
OdpowiedzUsuńRozumiem Twoją radość z tylu wyświetleń, bo sama piszę opowiadanie i jestem wniebowzięta gdy ktoś choćby zerknie na moją pracę.
Powodzenia i duuuużo weny :)
Ania ;)
Ojejku, strasznie się cieszę, że Ci się spodobało :D Dziękuję
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńMi sie mega podoba!
OdpowiedzUsuńJustin bohater! ❤♥
Świetny 😍😍😍
OdpowiedzUsuńŚwietny 😍😍😍
OdpowiedzUsuń