poniedziałek, 4 stycznia 2016

Rozdział 3

 Rosanne stanęło serce. Zapomniała, jak się oddycha. Czas zwolnił, słyszała pulsowanie krwi we własnych uszach.
   Była wolna.
   Nareszcie.
   Czekała na ten moment od siedmiu lat. Od dawna nie miała już jednak nadziei na to, że ten piękny sen stanie się rzeczywistością. Dotknęła skórzanego fotelu.
   "To się dzieje naprawdę."
   Zakryła twarz dłońmi i poczuła, jak spływają po nich łzy. Nie próbowała ich nawet powstrzymać. Pierwszy raz od wielu lat pozwoliła tak po prostu wypłynąć uczuciom.
   - Rose?... Wszystko okej? - spytał Justin, marszcząc z troską brwi.
   - Ja... ja już całkiem straciłam nadzieję na to, że ktoś mi pomoże - powiedziała, łkając. - Myślałam, że spędzę tam całe swoje życie. 
   - Od dzisiaj już nikt nie będzie cię do niczego zmuszał. Wszystko będzie dobrze, obiecuję. 
   "Wszystko będzie dobrze."
   Rosanne zaśmiała się cicho przez łzy. Nareszcie po siedmiu latach poczuła się bezpieczna. Życie stało się piękne. Nie miała pojęcia nic o człowieku, z którym jedzie, ale nie obchodziło jej to. Uratował ją. Podarował jej życie. To wystarczyło, aby mianowała go najlepszym człowiekiem na Ziemi.
   Wzięła głęboki oddech. Powietrze w samochodzie pachniało cytryną, co zapewne było skutkiem zapachowej zawieszki. Rose wiedziała jednak, że ten zapach już zawsze będzie dla niej zapachem wolności,
   Spojrzała na Justina i zauważyła, że ten przygląda jej się z zaciekawieniem. 
   "Dlaczego on ma tak cholernie hipnotyzujące oczy?", pomyślała.
   - Ile masz lat? - zapytał.
   - Siedemnaście.
   Jego oddech przyspieszył.
   - Jesteś strasznie młoda.
   - Nie wyglądasz na wiele starszego - zauważyła.
   - Bo jestem tylko o cztery lata, ale nie chodzi mi o to. Jesteś jeszcze niepełnoletnia! To... to przerażające, co ci zrobili. Ile tam byłaś? Kilka miesięcy? Kurwa, Rose, to nienormalne!
   Dziewczyna przygryzła wargę.
   - Trochę się pomyliłeś. 
   - Z czym?
   - Ym... z tym, ile tam byłam.
   - To znaczy?
   - Nie byłam tam przez kilka miesięcy. Ja... byłam tam przez siedem lat.
   Chłopak spojrzał na nią z przerażeniem.
   - Wkręcasz mnie? - zapytał ostrożnie.
   - Nie mam powodu.
   Wargi mu zadrżały. 
   - Nie wierzę... Nie wierzę... - szepnął i wziął parę głębokich oddechów. Po chwili się trochę uspokoił. - Podziwiam cię.
   - Za co?
   Zacisnął usta.
   - Za to, że przez te wszystkie lata nie popełniłaś samobójstwa - powiedział cicho.
   - Często o tym myślałam. Ale moja wiara mi nie pozwalała.
   - To dobrze. 
   Zapanowała między nimi cisza., więc Justin włączył cicho radio. Raz na jakiś czas spoglądał na Rosanne z troską, jakby sprawdzał, czy aby na pewno wciąż tam się znajduje. Po jakimś czasie dziewczyna zaczęła przysypiać.
   - Chyba jestem ci winien wyjaśnienia.
   Dziewczyna otrząsnęła się z transu i spojrzała na niego.
   - Jakie wyjaśnienia?
   - No, za ten hotel i w ogóle. 
   - Ach...
   Przełknął ślinę.
   - Miałaś przyczepiony GPS z mikrofonem, wiesz?
   - Nie wiedziałam.
   - Więc... na parkingu ci go odczepiłem i zostawiłem w pokoju hotelowym. Dzięki temu zaczną cię szukać dopiero jakoś jutro w południe...
   - O kurwa - szepnęła Rosanne.
   - Co się stało?
   Dopiero teraz zorientowała się, że kiedy tylko zauważą, że coś jest nie tak, zaczną się poszukiwania. Nie odpuszczą. Przecież mogła nanieść na nich policji.
   Znajdą ją. Na pewno. Będzie zupełnie tak, jak siedem lat temu, w tamten deszczowy wieczór.
   - Nigdy nie będę wolna. Znajdą mnie - wyszeptała i poczuła, że oczy znowu jej łzawią. 
   Po raz kolejny nabrała się na bajkę, którą opowiadała sobie przez ostatnie siedem lat, w którą co roku wierzyła coraz mniej. W bajkę pt."Będzie dobrze".
   Nienawidziła swojej naiwności.
   - Nie znajdą cię. Nie, dopóki będziesz się trzymała ze mną. Tutaj nic ci nie grozi.
   Rosanne spojrzała w jego karmelowe oczy. Pod jego spojrzeniem czuła się całkowicie bezpieczna. Położyła głowę na miękkim nagłówku i przed oczami stanęły jej czternaste urodziny jej siostry. W salonie rozbrzmiewała głośna muzyka, a Rosanne siedziała w swoim pokoju. Melanie świętowała razem z przyjaciółkami, do których ta nie miała oczywiście dostępu. Pamiętała, że było jej bardzo przykro.
   Nagle zawołano ją na tort. Rosanne wybiegła z pokoju do ukochanej siostry. Zaczęli śpiewać „Sto lat”, kiedy ojciec wpadł do salonu.
   Był kompletnie pijany. Chwycił jedną z koleżanek Melanie za koszulkę i uderzył - tak po prostu, bez powodu.
   Zaczęła się panika. Matka zaczęła wrzeszczeć, przyjaciółki jej siostry pouciekały do swoich mieszkań. Siostra była załamana.
   Kiedy tylko wytrzeźwiał, wytłumaczył im, że jego firma zbankrutowała. Błagał o przebaczenie, obiecując, że to się już nigdy nie powtórzy. Wszystkie postanowiły mu wybaczyć.
   To się jednak ciągle powtarzało. Nie mógł znaleźć pracy, załamany pił, wracał taki do domu, wyżywał się na nich, a następnie przepraszał i obiecywał poprawę. Pewnego wieczoru wrócił pijany do domu. Zaczął wyzywać i bić matkę, a następnie zwrócił się ku Rose. Dziewczyna była pewna, że do końca życia nie zapomni jego wzroku, kiedy to brał zamach, aby ją uderzyć.
   Nie wytrzymała. Wyrwała mu się i uciekła. Biegła przed siebie, a jej łzy mieszały się z kroplami deszczu. Potknęła się o nierówny chodnik, jednak nie wstała. Leżała, zwinięta w kulkę, a jej nowe jeansy przesiąkały mętną wodą.
   W okolicy nie było żywej duszy, nikt nie wychodził z domu podczas burzy. Wyjątkiem był młody mężczyzna w czarnej czuprynie i okularach przeciwsłonecznych.
  
  - Rose!
   Dziewczyna poczuła, że ktoś trzęsie ją delikatnie za ramiona. Gwałtownie otworzyła oczy i rozejrzała się dookoła. Nadal siedziała w samochodzie.
   - Hej, chodź, już jesteśmy.
   Spojrzała w prawo i ujrzała Justina. Stał już przy samochodzie, obok jej otwartych drzwi. Zawiał delikatny wiaterek, przenikając jej skąpy strój. Poczuła dreszcze.
   Szybko się odpięła i wysiadła z samochodu, zamykając za sobą drzwi. Chłopak delikatnie objął ją w talii, aby zaprowadzić do domu - był to czysto braterski gest, jednak Rosanne gwałtownie się odsunęła.
   - Przepraszam... - wydukał. 
   Dziewczynie zrobiło się strasznie głupio. "Przecież nie miał złych zamiarów, idiotko", pomyślała i poczuła, jak jej twarz ogarnia rumieniec.
   - To ja przepraszam, że tak zareagowałam. 
   - Nie przepraszaj. Też na twoim miejscu nie chciałbym, aby jakiś obcy facet mnie dotykał – powiedział.
   Rosanne wiedziała, że on ma rację. Nie był dla niej jakimś tam „obcym facetem” – dał jej najlepszą rzecz, jaką kiedykolwiek ktokolwiek mógł jej dać: wolność, ale  mimo to, dalej pozostawał mężczyzną, a mężczyźni kojarzyli jej się z jednym – z bólem.
   Przykładem był jej ojciec, który tak naprawdę bardzo dobrym człowiekiem, a ona była jego ukochaną córeczką. Nigdy nie dogadywała się tak dobrze ani z matką, ani z siostrą. Zawsze, gdy miała jakiś problem szła do niego.
   Tak było przez dziewięć pięknych lat. Tak było aż do momentu, w którym zaczął pić.
   - Witam w domu.
   Rosanne spojrzała na widniejącą przed nimi posiadłość i przestała myśleć o czymkolwiek innym. 

***
Hej!
Dziękuję za 1000 wyświetleń! Wiem, że dla niektórych to wciąż bardzo mało, jednak dla mnie znaczą one bardzo wiele :) 
Rozdziały będę wrzucać tak często, jak tylko będę w stanie. Znowu zaczyna się szkoła, przez co będę miała mniej czasu na pisanie; rozdziałów nie będzie jednak mniej niż jeden tygodniowo.
Bardzo mi zależy na poznanie Waszej opinii na temat mojego opowiadania, więc wygłaszajcie ją w komentarzach :)



   



  


6 komentarzy:

  1. Tak mnie to wciągnęło, że wczoraj i dzisiaj, co chwilkę sprawdzałam czy nie dodałaś przypadkiem rozdziału! I chyba będę kontynuować tę tradycję, bo nie mogę się doczekać co będzie dalej!
    Rozumiem Twoją radość z tylu wyświetleń, bo sama piszę opowiadanie i jestem wniebowzięta gdy ktoś choćby zerknie na moją pracę.
    Powodzenia i duuuużo weny :)
    Ania ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojejku, strasznie się cieszę, że Ci się spodobało :D Dziękuję

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
  2. Mi sie mega podoba!
    Justin bohater! ❤♥

    OdpowiedzUsuń