Justin przyciągnął ją do siebie mocno. Ich usta brutalnie
się złączyły. Dziewczyna próbowała go od siebie odepchnąć, ale on był
silniejszy. Po chwili jednak przerwał i odsunął ją na długość ramienia. Mocne,
jarzeniowe żarówki odbijały się w jego karmelowych, szalonych oczach. Rosanne
właśnie poznała prawdziwe oblicze Justina.
Chłopak po chwili znów zaczął ją całować. Jego wargi były wszędzie, lecz wciąż zbyt blisko niej. Dotykały jej szyi, nagich ramion, ust. Wsunął rękę pod jej bluzkę i odnalazł jej piersi.
Rosanne próbowała się wyrwać, jednak nie miała szans. Ugryzła go mocno w dolną wargę. Pod językiem wyczuła słodki smak krwi. Justin jednak nie zareagował tak jak, się tego spodziewała - przyciągnął ją do siebie mocniej.
- Nie tak ostro, kochanie - zamruczał jej do ucha.
- Nie jestem twoim kochaniem. Zostaw mnie, do kurwy nędzy!
On tylko się zaśmiał i wyciągnął z kieszeni nóż. Objął ją, dotykając chłodnym, metalowym ostrzem jej nagich ramion.
- Najpierw chcę usłyszeć, jak krzyczysz - szepnął i zatopił nóż w jej delikatniej skórze.
Rosanne obudziła się z krzykiem.
Znajdowała się w obcym pomieszczeniu, a jedyne co słyszała, to bicie swojego serca. Jej oddech był szybki i ciężki. Rozejrzała się dookoła.
"Nie jestem w obcym pomieszczeniu. Jestem u Justina", pomyślała."U tego szaleńca", dodała jej podświadomość.
- On nie jest szaleńcem - szepnęła dobitnie, próbując przekonać samą siebie. - On jest dobrym człowiekiem.
Zacisnęła mocno usta i usiadła na łóżku. Pokój, w którym się znajdowała widziała już w nocy, jednak dopiero teraz miała okazję przyjrzeć mu się dokładniej. Był on bardzo duży i słoneczny - czyli był zupełnym przeciwieństwem pokoju w którym mieszkała przez ostatnie siedem lat. Było to dla niej wielkim plusem. W pokoju znajdowały się również drzwi do garderoby, przez którą można było przejść do prywatnej łazienki.
"Dlaczego on mi tyle daje?", pomyślała "Przecież nawet mnie nie zna."
"Chce cię wykorzystać", odpowiedziała jej podświadomość.
- Zamknij się.
Rosanne wstała z łóżka i weszła do garderoby. Przejrzała się w wielkim lustrze: miała na sobie za dużą o kilka rozmiarów czarną koszulkę Justina z białą liczbą 94 na przodzie. Jej strój był zbyt niewygodny do spania, więc chłopak pożyczył jej swój t-shirt. Dosłownie się w nim topiła: sięgał jej prawie do kolan, ale był lepszy niż obcisła bielizna.
Na wypadek, gdyby coś od wczoraj coś się pozmieniało, otworzyła szafę, ta jednak była całkowicie pusta, nie licząc jej wczorajszego stroju.
"Czyli jest tak jak wczoraj", pomyślała. "Pusto".
Nie wiedziała, co zrobić. Nie było mowy o tym, aby ubrała się tak jak wczoraj, ale nie miała też zamiaru chodzić w za dużej o kilka rozmiarów koszulce. W końcu postanowiła zostać w t-shircie i założyć spodnie z wczoraj. Nie miała grzebienia, więc rozczesała włosy palcami. Poszła do łazienki i przemyła twarz zimną wodą. Przejrzała się w lustrze.
- Pierwszy dzień wolności - powiedziała do swojego odbicia i uśmiechnęła się.
Wyszła z pokoju i zeszła po schodach na dół, do salonu. Justin leżał na kanapie i oglądał telewizję. Nagle wybuchnął głośnym śmiechem.
- Cześć - powiedziała.
Chłopak usiadł i odwrócił się twarzą do niej.
- O, hej.
Wyłączył telewizor.
- Nie spodziewałem się, że tak szybko wstaniesz.
- Która godzina?
- Dochodzi dziewiąta.
- Nie jest wcześnie.
- Wiesz... myślałem, że wcześniej prowadziłaś bardziej... hm... nocy tryb życia.
- No tak - powiedziała i uśmiechnęła się do niego delikatnie.
Justin wstał z kanapy i chwycił za telefon.
- Charlie zaraz powinna tu być, zadzwonię do niej. Zrobiłem ci śniadanie, leży na stole w jadalni. Mam nadzieję, że lubisz tosty francuskie?
- Uwielbiam - odpowiedziała. Gdy mieszkała z rodziną, bardzo często jej jadła. Zastanowiła się chwilę, po czym dodała nieśmiało. - Są z truskawkami?
- Tak, z truskawkami - powiedział Justin i zaśmiał się cicho.
Dziewczyna poszła wesołym krokiem do jadalni. Na stole czekał na nią talerz z czterema tostami posypanymi truskawkami. Wzięła głęboki oddech i poczuła ich słodki zapach. Była w raju.
Usiadła przy stole i pożarła je w mgnieniu oka. Pierwszy raz od siedmiu lat czuła się najedzona.
- Smakowało? - spytał Justin, który bezszelestnie wszedł do jadalni.
- Bardzo.
Rosanne wzięła do ręki talerz i ruszyła w kierunku kuchni.
- Gdzie ty idziesz? - spytał Justin.
- Pozmywać.
- Przecież ja... - zaczął, jednak dziewczyna już zniknęła za drzwiami.
Szybko umyła talerz i postawiła go na suszarce. W tym momencie rozległ się dzwonek do drzwi. "Czyżby ta Charlie, o której mówił?", pomyślała i ruszyła do przedpokoju.
- Rose! - usłyszała wołanie Justina.
- Idę!
Chłopak czekał w przedpokoju razem ze śliczną, czerwonowłosą dziewczyną, która zapewne nazywała się Charlie i dwoma chłopakami. Kiedy tylko weszła, oczy wszystkich skierowały się na nią.
- To jest Rose - przedstawił ją Justin lekko zdenerwowanym tonem. Gdy Charlie to usłyszała, posłała mu piorunujące spojrzenie, ale on odpowiedział jej tym samym. Dziewczyna spojrzała na Rosanne i pośpiesznie się uśmiechnęła.
- Charlie - powiedziała i podała jej rękę.
- A to Christian i Ryan - powiedział Justin niechętnie.
- Miło mi was poznać.
- Tak, więc chodźmy do salonu.
Justin przepuścił chłopaków z Rosanne przodem, po czym zwrócił się cicho do Charlie.
- Po co ich przyprowadziłaś?
- Przecież to twoi przyjaciele. Nie chcesz się z nimi widzieć?
- Ale nie teraz, do jasnej cholery! - syknął. - A poza tym to nie chodzi o mnie, tylko o Rose.
Rosanne wytężyła słuch. Wiedziała, że to nie powinna podsłuchiwać, ale nie mogła się powstrzymać.
- Nie rozumiem. Co masz przez to na myśli?
- Chodzi mi o to, że... nieważne.
- Ważne.
- Do jasnej cholery, Charlie! Nie powinienem ci tego mówić, to sprawa Rose.
- Ach tak? Podobno jestem twoją przyjaciółką.
- Jeśli tak bardzo chcesz wiedzieć, to spytaj się Rose.
Dziewczyna się przez chwilę zastanowiła, po czym rzekła:
- Zabiorę ją dzisiaj na zakupy.
- Nie. to niebezpieczne.
- Kurwa, Justin, jak to niebezpieczne? To tylko zakupy!
- Rozgośćcie się, przyniosę lemoniady - powiedział głośno, zupełnie ignorując Charlie. Goście rozsiedli się na kanapie i fotelach.
- Skąd on cię wytrzasnął, co? - spytał Christian.
- Ja...- Rosanne nie chciała o tym rozmawiać. - Cóż... Ym...
- Chris, daj spokój - skarciła go Charlie. - Czy to ważne?
- No, chyba nie. A jak tam Jane?
Wyraz twarzy Charlie od razu zmienił się na zatroskany.
- Już jej lepiej, ale dalej musi leżeć w szpitalu.
- Pójdziemy do niej jutro ją odwiedzić? - zaproponował Ryan.
- Myślę, że będzie jej bardzo miło - powiedziała Charlie. - Rose, pójdziesz z nami? Na pewno polubisz Jane,
- Z chęcią bym z wami poszła, ale nie wiem czy to bezpieczne.
"Przez całe życie będziesz się ukrywać?", zapytała samą siebie w myślach.
Charlie zmarszczyła brwi, próbując zrozumieć o co chodzi.
- Justin wyciągnął cię z więzienia? - spytał Chris.
- Chris... - syknęła Charlie.
- Można tak powiedzieć - zaśmiała się Rose.
Justin wszedł do salonu i postawił na stoliczku kawowym dzbanek z lemoniadą oraz pięć szklanek.
- Nie powinieneś być w pracy? - zapytał go Ryan.
- Przełożyli próbę na jutro.
- Próbę? - spytała Rosanne.
- To ty nie wiesz? Nie znasz Justina Biebera? - zapytał Chris z udawanym przejęciem. - Widzisz, stary, czyli jednak nie jesteś aż taki popularny!
- Przymknij się, Chris - zaśmiał się Justin.
- Jaką próbę? - ponowiła pytanie Rose.
- Nie oglądałaś nigdy Dwóch godzin do świtu? Albo Wielkiego miasta nocą? - spytał Ryan.
"O co im do cholery chodzi?!", pomyślała.
- Hej, przestańcie. Ona była w nietypowej sytuacji przez ostatni czas - powiedział Justin, po czym zwrócił się do Rose. - Po prostu jestem aktorem. I tyle.
Rosanne spojrzała na jego idealną twarz, hipnotyzujące oczy i wysportowaną sylwetkę. "No tak", pomyślała. "Aktor"
Chłopak po chwili znów zaczął ją całować. Jego wargi były wszędzie, lecz wciąż zbyt blisko niej. Dotykały jej szyi, nagich ramion, ust. Wsunął rękę pod jej bluzkę i odnalazł jej piersi.
Rosanne próbowała się wyrwać, jednak nie miała szans. Ugryzła go mocno w dolną wargę. Pod językiem wyczuła słodki smak krwi. Justin jednak nie zareagował tak jak, się tego spodziewała - przyciągnął ją do siebie mocniej.
- Nie tak ostro, kochanie - zamruczał jej do ucha.
- Nie jestem twoim kochaniem. Zostaw mnie, do kurwy nędzy!
On tylko się zaśmiał i wyciągnął z kieszeni nóż. Objął ją, dotykając chłodnym, metalowym ostrzem jej nagich ramion.
- Najpierw chcę usłyszeć, jak krzyczysz - szepnął i zatopił nóż w jej delikatniej skórze.
Rosanne obudziła się z krzykiem.
Znajdowała się w obcym pomieszczeniu, a jedyne co słyszała, to bicie swojego serca. Jej oddech był szybki i ciężki. Rozejrzała się dookoła.
"Nie jestem w obcym pomieszczeniu. Jestem u Justina", pomyślała."U tego szaleńca", dodała jej podświadomość.
- On nie jest szaleńcem - szepnęła dobitnie, próbując przekonać samą siebie. - On jest dobrym człowiekiem.
Zacisnęła mocno usta i usiadła na łóżku. Pokój, w którym się znajdowała widziała już w nocy, jednak dopiero teraz miała okazję przyjrzeć mu się dokładniej. Był on bardzo duży i słoneczny - czyli był zupełnym przeciwieństwem pokoju w którym mieszkała przez ostatnie siedem lat. Było to dla niej wielkim plusem. W pokoju znajdowały się również drzwi do garderoby, przez którą można było przejść do prywatnej łazienki.
"Dlaczego on mi tyle daje?", pomyślała "Przecież nawet mnie nie zna."
"Chce cię wykorzystać", odpowiedziała jej podświadomość.
- Zamknij się.
Rosanne wstała z łóżka i weszła do garderoby. Przejrzała się w wielkim lustrze: miała na sobie za dużą o kilka rozmiarów czarną koszulkę Justina z białą liczbą 94 na przodzie. Jej strój był zbyt niewygodny do spania, więc chłopak pożyczył jej swój t-shirt. Dosłownie się w nim topiła: sięgał jej prawie do kolan, ale był lepszy niż obcisła bielizna.
Na wypadek, gdyby coś od wczoraj coś się pozmieniało, otworzyła szafę, ta jednak była całkowicie pusta, nie licząc jej wczorajszego stroju.
"Czyli jest tak jak wczoraj", pomyślała. "Pusto".
Nie wiedziała, co zrobić. Nie było mowy o tym, aby ubrała się tak jak wczoraj, ale nie miała też zamiaru chodzić w za dużej o kilka rozmiarów koszulce. W końcu postanowiła zostać w t-shircie i założyć spodnie z wczoraj. Nie miała grzebienia, więc rozczesała włosy palcami. Poszła do łazienki i przemyła twarz zimną wodą. Przejrzała się w lustrze.
- Pierwszy dzień wolności - powiedziała do swojego odbicia i uśmiechnęła się.
Wyszła z pokoju i zeszła po schodach na dół, do salonu. Justin leżał na kanapie i oglądał telewizję. Nagle wybuchnął głośnym śmiechem.
- Cześć - powiedziała.
Chłopak usiadł i odwrócił się twarzą do niej.
- O, hej.
Wyłączył telewizor.
- Nie spodziewałem się, że tak szybko wstaniesz.
- Która godzina?
- Dochodzi dziewiąta.
- Nie jest wcześnie.
- Wiesz... myślałem, że wcześniej prowadziłaś bardziej... hm... nocy tryb życia.
- No tak - powiedziała i uśmiechnęła się do niego delikatnie.
Justin wstał z kanapy i chwycił za telefon.
- Charlie zaraz powinna tu być, zadzwonię do niej. Zrobiłem ci śniadanie, leży na stole w jadalni. Mam nadzieję, że lubisz tosty francuskie?
- Uwielbiam - odpowiedziała. Gdy mieszkała z rodziną, bardzo często jej jadła. Zastanowiła się chwilę, po czym dodała nieśmiało. - Są z truskawkami?
- Tak, z truskawkami - powiedział Justin i zaśmiał się cicho.
Dziewczyna poszła wesołym krokiem do jadalni. Na stole czekał na nią talerz z czterema tostami posypanymi truskawkami. Wzięła głęboki oddech i poczuła ich słodki zapach. Była w raju.
Usiadła przy stole i pożarła je w mgnieniu oka. Pierwszy raz od siedmiu lat czuła się najedzona.
- Smakowało? - spytał Justin, który bezszelestnie wszedł do jadalni.
- Bardzo.
Rosanne wzięła do ręki talerz i ruszyła w kierunku kuchni.
- Gdzie ty idziesz? - spytał Justin.
- Pozmywać.
- Przecież ja... - zaczął, jednak dziewczyna już zniknęła za drzwiami.
Szybko umyła talerz i postawiła go na suszarce. W tym momencie rozległ się dzwonek do drzwi. "Czyżby ta Charlie, o której mówił?", pomyślała i ruszyła do przedpokoju.
- Rose! - usłyszała wołanie Justina.
- Idę!
Chłopak czekał w przedpokoju razem ze śliczną, czerwonowłosą dziewczyną, która zapewne nazywała się Charlie i dwoma chłopakami. Kiedy tylko weszła, oczy wszystkich skierowały się na nią.
- To jest Rose - przedstawił ją Justin lekko zdenerwowanym tonem. Gdy Charlie to usłyszała, posłała mu piorunujące spojrzenie, ale on odpowiedział jej tym samym. Dziewczyna spojrzała na Rosanne i pośpiesznie się uśmiechnęła.
- Charlie - powiedziała i podała jej rękę.
- A to Christian i Ryan - powiedział Justin niechętnie.
- Miło mi was poznać.
- Tak, więc chodźmy do salonu.
Justin przepuścił chłopaków z Rosanne przodem, po czym zwrócił się cicho do Charlie.
- Po co ich przyprowadziłaś?
- Przecież to twoi przyjaciele. Nie chcesz się z nimi widzieć?
- Ale nie teraz, do jasnej cholery! - syknął. - A poza tym to nie chodzi o mnie, tylko o Rose.
Rosanne wytężyła słuch. Wiedziała, że to nie powinna podsłuchiwać, ale nie mogła się powstrzymać.
- Nie rozumiem. Co masz przez to na myśli?
- Chodzi mi o to, że... nieważne.
- Ważne.
- Do jasnej cholery, Charlie! Nie powinienem ci tego mówić, to sprawa Rose.
- Ach tak? Podobno jestem twoją przyjaciółką.
- Jeśli tak bardzo chcesz wiedzieć, to spytaj się Rose.
Dziewczyna się przez chwilę zastanowiła, po czym rzekła:
- Zabiorę ją dzisiaj na zakupy.
- Nie. to niebezpieczne.
- Kurwa, Justin, jak to niebezpieczne? To tylko zakupy!
- Rozgośćcie się, przyniosę lemoniady - powiedział głośno, zupełnie ignorując Charlie. Goście rozsiedli się na kanapie i fotelach.
- Skąd on cię wytrzasnął, co? - spytał Christian.
- Ja...- Rosanne nie chciała o tym rozmawiać. - Cóż... Ym...
- Chris, daj spokój - skarciła go Charlie. - Czy to ważne?
- No, chyba nie. A jak tam Jane?
Wyraz twarzy Charlie od razu zmienił się na zatroskany.
- Już jej lepiej, ale dalej musi leżeć w szpitalu.
- Pójdziemy do niej jutro ją odwiedzić? - zaproponował Ryan.
- Myślę, że będzie jej bardzo miło - powiedziała Charlie. - Rose, pójdziesz z nami? Na pewno polubisz Jane,
- Z chęcią bym z wami poszła, ale nie wiem czy to bezpieczne.
"Przez całe życie będziesz się ukrywać?", zapytała samą siebie w myślach.
Charlie zmarszczyła brwi, próbując zrozumieć o co chodzi.
- Justin wyciągnął cię z więzienia? - spytał Chris.
- Chris... - syknęła Charlie.
- Można tak powiedzieć - zaśmiała się Rose.
Justin wszedł do salonu i postawił na stoliczku kawowym dzbanek z lemoniadą oraz pięć szklanek.
- Nie powinieneś być w pracy? - zapytał go Ryan.
- Przełożyli próbę na jutro.
- Próbę? - spytała Rosanne.
- To ty nie wiesz? Nie znasz Justina Biebera? - zapytał Chris z udawanym przejęciem. - Widzisz, stary, czyli jednak nie jesteś aż taki popularny!
- Przymknij się, Chris - zaśmiał się Justin.
- Jaką próbę? - ponowiła pytanie Rose.
- Nie oglądałaś nigdy Dwóch godzin do świtu? Albo Wielkiego miasta nocą? - spytał Ryan.
"O co im do cholery chodzi?!", pomyślała.
- Hej, przestańcie. Ona była w nietypowej sytuacji przez ostatni czas - powiedział Justin, po czym zwrócił się do Rose. - Po prostu jestem aktorem. I tyle.
Rosanne spojrzała na jego idealną twarz, hipnotyzujące oczy i wysportowaną sylwetkę. "No tak", pomyślała. "Aktor"
***
Hej!
Przepraszam, że rozdział dodaję dopiero teraz, ale w tygodniu miałam za dużo nauki. Postaram się pisać częściej i dodać kolejny w poniedziałek lub wtorek.
Komentujcie!
Uuu, Justin jest aktorem :D jestem ciekawa tej Charlie, nie bardzo potrafię rozgryźć jej osobowość i intencje w stosunku do Rose.
OdpowiedzUsuńCiekawe jak to się wszystko dalej potoczy...
Czekam z niecierpliwością na nexta :)
Aktor... no no ciekawie hahahah ☆◇☆
OdpowiedzUsuńJa myślę że Charlie kocha Justina haha, Rose jest lepsza
OdpowiedzUsuńJa myślę że Charlie kocha Justina haha, Rose jest lepsza
OdpowiedzUsuńOOOO! Trafiłam, przeczytałam. Zostawiam komentarz: jest super! Trzymaj tak dalej dziewczyno! Tylko nie przerwał pisania bo pomysł jest super :)
OdpowiedzUsuń