piątek, 11 marca 2016

Rozdział 11

   Historia Charlie wprawiła mnie w osłupienie. Jak może czuć się osoba, która daje ci wszystko, a ty wciąż tylko udajesz, że robisz to z wzajemnością? Ona traktowała go jak swój cały świat, a on ją jak naiwną dziwkę. Do tego jej przyjaciel zabrał ją na imprezę do córki tego idioty. Idealnie.
   - Myślisz, że Justin wiedział, że Julia jest córką Jamesa? - spytałam.
   - Nie. Na pewno nie. Może on popełnił w swoim życiu parę błędów, ale zmienił się i nie jest idiotą.
   - Czyli myślisz że to zbieg okoliczności? - zapytałam niepewnie. Nie wydawało mi się to zbyt prawdopodobne.
   - Tak. To zbieg okoliczności - powiedziała dobitnie Charlie, jakby starała przekonać się samą siebie. - Zwykła zbieżność zdarzeń.
   Westchnęłam.
   - Gdybym była tobą, już nigdy nie odważyłabym się spojrzeć w ten sposób na jakiegokolwiek mężczyznę - stwierdziłam.
   - Od tamtej pory nie interesują mnie faceci - wymamrotała.
   Poczułam, jak z każdą chwilą atmosfera między nami się zagęszcza. Zestresowałam się.
   O co ci chodzi idiotko? Wyznała ci że jest lezbijką i co, teraz już nie będziesz się do niej odzywać?
   Postarałam się uspokoić. Nie powinnam odtrącać jej ze względu na jej orientację, ale to było silniejsze ode mnie. Poczułam, że już nigdy nie będę potrafiła spojrzeć na nią tak jak teraz. Świadomość, że znajduję się w małym pomieszczeniu sam na sam z osobą, która mogłaby się mną zainteresować napawała mnie strachem.
   - Och - wydukałam.
   Po chwili zaczęłam łączyć fakty. Jej troska, gdy opowiadała o swojej przyjaciółce, sposób w jaki ze sobą rozmawiały, w jaki się przytulały...
   - Czyli Jane...? - wymamrotałam nieśmiało.
   - Tak. To moja dziewczyna - odpowiedziała cicho.
   Z mojego serca spadł ciężar. Była w związku, więc nie mogła, a przynajmniej nie powinna się mną zainteresować.
   - Jesteś szczęśliwa? - spytałam.
   - Jasne - odpowiedziała, wymuszając uśmiech. - Mam drugą połówkę, rodzinę, przyjaciół... czego chcieć więcej?
   Jednak czegoś jej brakowało i wyraźnie to widziałam. Pewna część serca została jej odebrana pięć lat temu i miała już nigdy nie powrócić.
   - Okej, Jane pewnie mnie szuka - powiedziała. - Dzięki, że mnie wysłuchałaś.
   Uśmiechnęłam się w odpowiedzi.
   Charlie wyszła z łazienki, a ja podeszłam do zlewu. Podparłam się rękoma na marmurowym blacie otaczającym umywalkę i spojrzałam w lustro. Nigdy nie uważałam się za szczególną piękność, ale miałam świadomość że nie jestem brzydka. Lubiłam swoją delikatną cerę, pełne usta i długie, szczupłe nogi. Nie mogłam jednak pochwalić się ciemnymi, hipnotyzującymi oczami lub gęstymi lokami, jak Julia. W dodatku nie miałam takich kobiecych kształtów jak ona.
   Dlaczego porównujesz się do Julii? Przestań.
   Szybko poprawiłam włosy i wyszłam z łazienki. Ktoś objął mnie od tyłu w talii. Już miałam go od siebie odepchnąć, kiedy poczułam hipnotyzujący zapach Justina. Odwróciłam się z uśmiechem, a on porwał mnie na parkiet. Zarzuciłam mu ręce na szyję i zaczęliśmy poryszać się w rytm muzyki.
   - Gdzie ty się chowałaś przez cały czas? - spytał.
   - Mogłabym cię zapytać o to samo. Próbowałam cię znaleźć.
   - Siedząc piętnaście minut w łazience? - zaśmiał się.
   - Czyli jednak wiesz gdzie byłam.
   - Zobaczyłem cię dopiero jak tam wchodziłaś. Z Charlie.
   - Aa... ona mi opowiedziała trochę o swoim życiu.
   - O Jamesie itd.?
   - Tak - przygryzłam wargę. - Wiedziałeś że Julia jest jego córką?
   - Co?! - wytrzeszczył oczy. - Cholera, bie...
   Nagle muzyka ucichła. Z cichym jękiem odsunęłam się od Justina.
   - A podobał mi się ten kawałek - mruknęłam.
   W pomieszczeniu rozległ się przeraźliwy pisk. Zatkałam pospiesznie uszy.
   - Raz, dwa - usłyszałam znajomy głos wzmacniany przez mikrofon.
   - Julia będzie przemawiać - stwierdził ponuro Justin.
   Stanęłam na palcach, próbując ją dostrzec nad głowami innych, jednak byłam zbyt niska.
   - No ale ja jej kurdę nie zobaczę - zauważyłam naburmuszona.
   Nagle ktoś złapał mnie pod pachy i moje stopy oderwały się od ziemi.
   - Justin, puszczaj mnie!
   Zaczęłam wymachiwać nogami w powietrzu. Z tej wysokości miałam idealny widok na scenę, ale wszyscy ludzie blisko nas patrzyli się na mnie jak na idiotkę.
   - Teraz ją widzisz? - spytał Justin, zanosząc się śmiechem.
   - JUSTIN!
   Chłopak z westchnięciem postawił mnie z powrotem na ziemi.
   - Ale widziałaś ją dobrze?
   - Tak, idealnie - parsknęłam. - Ale trochę dziwnie się czułam, wiesz. Tak tylko troszkę dziwnie.
   Justin zaśmiał się i objął mnie ramieniem.
   - Mam nadzieję, że dobrze się bawicie - powiedziała Julia ze sceny, co spotkało się z głośnymi wiwatami. - Ja też bawię się świetnie! Ale mam nadzieję że uda się trochę urozmaicić tę noc. Wśród nas jest ktoś, kogo Bóg obdarował wielkim talentem i mam nadzieję, że nam go zaprezentuje. Justin, zaśpiewasz dla nas?
   Publiczność zaczęła wiwatować, parę dziewczyn pisnęło z radości.
   Sparaliżowało mnie. Justin nic mi nie mówił o swoim występie.
   Może to nie chodzi o niego? Może tu jest inny Justin z niesamowitym głosem?
   Spojrzałam na przyjaciela, szukając w jego oczach wyjaśnień, jednak on był najwidoczniej tak samo zaskoczony jak ja. Czułam jak stres Justina przechodzi na mnie. Ścisnęłam jego dłoń, aby dodać mu trochę otuchy.
   - Justin, jesteś tam? - zapytała wesoło Julia.
   Tłum zaczął skandować jego imię.
   - Idź - powiedziałam do niego. - Uda ci się.
   - To będzie mój pierwszy raz - wymamrotał, ale puścił moją rękę i ruszył w kierunku sceny. Gdy wiwaty się wzmocniły, czyli - najprawdopodobniej doszedł na miejsce, postanowiłam dostać się jak najbliżej podestu. Zaczęłam przeciskać się przez tłum.
   - Zaśpiewasz dla nas? - usłyszałam głos Julii.
   - Z przyjemnością - odpowiedział pewnie Justin.
   Gdy dostałam się na sam przód, zauważyłam go. Zdezorientowany  lustrował wzrokiem tłum, aż jego spojrzenie zatrzymało się na mnie. Spojrzał mi w oczy i uśmiechnął się ciepło. Odpowiedziałam mu tym samym.
   - A jaki utwór? - dopytywała się dziewczyna.
   - Niech to będzie niespodzianką - powiedział, wciąż wpatrując się tylko we mnie.
   - W porządku - zaśmiała się. - Znamy to?
   - Nie.
   Patrzył mi się w oczy jeszcze przez kilka sekund, po czym przerwał kontakt wzrokowy i chwycił podawany mu mikrofon. Zamontował go w odpowiednim miejscu i usiadł przy fortepianie. Wziął głęboki oddech, ułożył palce na właściwych klawiszach. I zaczął śpiewać.
    So girl
   You just be honest with me
   I know we can mark this work
   I love you
   Przeszły mnie dreszcze. Miał rację - nie znałam tej piosenki (co w sumie nie było takie dziwne, bo kojarzyłam stosunkowo mało piosenek wydanych w przeciągu ostatnich siedmiu lat), ale już zdążyłam ją pokochać. I to głównie dlatego, że była wykonywana przez Justina. 
   I know that you afraid, babe
  But you don't need to be saved, babe
  You just need someone who understands
  And I think I need the same, babe
  Ta cisza panująca na sali była niesamowita. Wszyscy stali jak zaczarowani, wsłuchani w jego głos. Nie musiałam rozumieć tekstu, aby wiedzieć o czym on śpiewa. Wszystko wyrażały jego uczucia.
   Hopefully  you'll give me a chance
   All I want is love and romance
   I wanna give it all, give it all to you
   Zamknęłam oczy i wyobraziłam sobie, że Justin śpiewa tylko do mnie.
   I wanna dream what you dream
   Go where you going
   I only have one life
  And I only wanna live it with you
  Zatkało mnie. Dlaczego on do cholery jest aktorem, skoro ma taki głos? Potrafił śpiewać tak wysoko. I tak czysto...
   I wanna sleep where you sleep
   Connect with your soul
   The only thing I want in life
   I only wanna live it with you*
   Zagrał odpowiednie i akordy, po czym wstał od fortepianu. Sala rozbrzmiała od przeraźliwie głośnych wiwatów i oklasków. Wszędzie dookoła słyszałam piski zachwyconych dziewczyn. Nawet Julia, która widocznie już wcześniej wiedziała o jego talencie wyglądała na zaskoczoną. Powiedziała coś do niego, ale Justin najwyraźniej nie dosłyszał przez zamieszanie panujące na sali, więc pochylił się w jej kierunku. Dziewczyna powtórzyła to samo, a on zaśmiał się wesoło. Był szczęśliwy.
  Zszedł powoli ze sceny i natychmiast został oblężony przez widownię. Każdy chciał z nim porozmawiać, pogratulować mu lub po prostu dotknąć i potem rozpowiadać o tym znajomym. Zaczęłam przepychać się przez tłum, aby również się do niego dostać.
  - Ej, zróbcie mu trochę miejsca! - usłyszałam wołanie jakiegoś mężczyzny. - Nie znacie zasad?
  O jakich zasadach on mówi?
   Niezadowoleni ludzie zaczęli się rozchodzić. Próbowałam pchać się pod prąd, ale ktoś złapał mnie za ramię. Odwróciłam głowę i ujrzałam ochroniarza.
  - Julia ci nie powiedziała, że na tej imprezie nie wolno traktować go jak gwiazdę? On miał mieć tutaj chwilę normalności, ale jak widać jego fani nie potrafią tego zaakceptować - syknął mi w twarz.
   - Zapraszając go na scenę odebrała mu tę możliwość - zauważyłam, wyrywając rękę z jego uścisku. - Justin!
  Chłopak zwrócił twarz w moim kierunku i posłał ochroniarzowi mordercze spojrzenie.
   - Hej, zostaw ją. To moja przyjaciółka - powiedział, przyciągając mnie do siebie. Mężczyzna chciał coś powiedzieć, jednak zagłuszyła go muzyka.
   - Wyszło ci niesamowicie - powiedziałam, uśmiechając się ciepło.
   - Dziękuję - odpowiedział, śmiejąc się. - Idę się napić. Też coś chcesz?
   - Nie, dzięki. Ja tu poczekam - odpowiedziałam.
   - Okej. Zaraz wracam, nie uciekaj mi stąd!
   Oddalił się w stronę barku. Westchnęłam i rozejrzałam się do okoła. Nie minęło kilka sekund, a ja już żałowałam swojej decyzji. Przez chwilę zastanawiałam się czy nie iść w stronę barku, ale bałam się, że się miniemy.
   - Chyba powinniśmy dokończyć taniec, kochanie - usłyszałam znajomy, oślizgły głos obok swojego ucha.
   - Nie wydaje mi się - odburknęłam.
   - Tak mi uciekłaś ostatnio... - zamruczał, zupełnie ignorując to, co przed chwilą powiedziałam. Położył ręce na moich biodrach i zaczął poruszać nimi w rytm muzyki.
   - Sorry - mruknęłam, odsuwając się. - Nie jestem tobą zainteresowana i wydaje mi się, że ty też mną nie powinieneś. Jestem niepełnoletnia.
   Wiem, głupi argument, ale nie stać mnie było na nic lepszego. Przecież tańczenie z małolatą nie jest zabronione.
   - I tak się kończą imprezy bez alkoholu. Wszystkie takie sztywne. No dawaj, tylko jeden taniec.
   - Nie - mruknęłam ponuro. Wkurzył mnie tymi swoimi tekstami.
   - Nie przejmuj się swoim chłopakiem, on nas nie zobaczy. A nawet jeśli, to obronię cię przed nim, nie przejmuj się.
   - Nie... - w ostatniej chwili ugryzłam się w język. Gdybym wyznała mu, że jestem samotna jeszcze bardziej by naciskał.
   Mężczyzna przyciągnął mnie do siebie brutalnie. Położył ręce na moich pośladkach i otarł się o moje podbrzusze swoim przyrodzeniem.
   - Zostaw mnie - warknęłam, próbując się odsunąć, ale on był silniejszy. Przyciągnął mnie jeszcze bliżej - tak, że nasze ciała stykały się całą swoją powierzchnią.
   - Pusć mnie, ty skurwysynu! - jęknęłam, miotając się w jego objęciach.
   - Wyluzuj, dziewictwa od tego nie stracisz.
   - Nie słyszałeś co mówi?! Pusć ją, do cholery!
   Justin. Głos Justina. Tak blisko.
   Pomimo, że wciąż byłam obściskiwana przez obcego mężczyznę, poczułam się bezpiecznie. Wiedziałam, że on nie dopuści do tego, aby ktokolwiek mnie skrzywdził.
   Nie myliłam się.
   Jedną ręką oderwał od mojego ciała tego ohydnego faceta, a drugą mocno przycisnął mnie do swojej piersi.
   - Spieprzaj od mojej Rose - syknął.
   - Pierdolona gwiazdeczka. Bo co? Naślesz na mnie swoich ochroniarzy? - zaśmiał się ponuro. - Ale wiesz co? Broń swojej własności, broń. Chociaż nie wydaje mi się, aby była jakoś bardzo rozchwytywana. Przecież to deska.
   Justin zamachnął się i walnął go z całej siły w szczękę. Byłam mu za to niezmiernie wdzięczna. Ten mężczyzna trafił w mój czuły punkt - który był różnież jednym z PDKJBNSMNZ (czyli Powodów Dla Których Justin Bieber Nigdy Się Mną Nie Zainteresuje). Wiedziałam, że to co mówi jest prawdą. I to zabolało mnie najbardziej.
   Chłopak widocznie chciał mu jeszcze dołożyć, ale ja zachowałam zimną krew i szybko go odciągnęłam w innym kierunku. Wyszliśmy na taras, który na szczęście był pusty. Justin przytulił mnie mocno do swojego ciepłego torsu.
   - Cholera, tak mi przykro, Rose... - wyszeptał.
   - Dziękuję, że mi pomogłeś - wydukałam, odsuwając się.
   - Och, jak mógłbym ci nie pomóc? Przecież ten gościu chciał cię przelecieć! Już myślałem że zaraz zacznie cię rozbierać! Nie rozumiem, dlaczego nikt do cholery nie zareagował! - wybuchnął, gwałtownie gestykulując rękoma.
   - Justin... ludzie po prostu tacy są.
   - To niepoważne...
   Odgarnął nerwowo włosy z czoła.
   - A ty... nie wzięłaś na poważnie tego co ci powiedział, co nie? Chciał tylko podwyższyć swoje ego - wymamrotał.
   - Przecież oboje wiemy, że to co powiedział było całą prawdą - szepnęłam. - Chociaż nie mam pojęcia, po co mnie obmacywał, skoro mu się nie podobałam.
   - O tym mówię. Jesteś piękna - powiedział, przytulając mnie od tyłu.
   Przyjemne ciepło rozlał się po moim brzuchu. Mówił szczerze, czułam to. Chwyciłam jego dłoń i objęłam się nią jeszcze bardziej.
   - Um... Justin?
   Odskoczyliśmy od siebie jak oparzeni. Za nami stała dziewczyna, mniej więcej w moim wieku, może o rok lub dwa lata młodsza. Jasne kosmyki opadały jej w nieładzie na ciemne, błyszczące oczy, a usta zaciśnięte miała w wąską linię.
   - Nie chciałam wam przeszkadzać... - dodała zawstydzona.
   - Nic się nie stało - odparłam przyjaźnie.
   - To dobrze, bo ja po prostu... um... bo chodzi o to, że... - wymamrotała.
   - Coś się stało? - spytał.
   - Nie... to znaczy tak, ale... um...
   - Wysłów się - powiedział Justin ze śmiechem.
   - Więc... wiem, że Julia zakazała traktowania cię jak gwiadę, jako aktora, bo tego nie lubisz...
   - To nie tak że tego nie lubię. Po prostu co za dużo to niezdrowo - wtrącił.
   - Och, naprawdę? Bo wiesz, ja wspieram cię od samego początku. Oglądałam wszystkie filmy z tobą po tysiąc razy! Jestś niesamowity w tym co robisz... Bardzo mnie inspirujesz, pokazujesz że można spełniać swoje marzenia, że nie wolno się poddawać... Jeszcze dzisiaj ten występ, to było nieziemskie... i ja po prostu... chciałam cię zobaczyć... i...
   Justin pokiwał głową z rozbawieniem.
   - Chodź tu do mnie - zaśmiał się, przyciągając ją do siebie.
   - Boże, Justin, kocham cię - wymamrotała. Po policzkach zaczęły spływać jej łzy.
   - Dziękuję - odpowiedział, odsuwając się. - Hej, nie płacz, nic się nie stało.
   Dziewczyna pokiwała głową, próbując się uspokoić.
   - Wracaj już lepiej na imprezę, zanim Julia cię zobaczy - powiedział Justin, a ona szybko spełniła jego prośbę i w podskokach zniknęła za tarasowymi drzwiami.
   - Dawno nie widziałam szczęśliwszego człowieka - stwierdziłam, kiwając z rozbawieniem głową.
   - Taka mała rzecz, a jak cieszy  - zauważył. - Jedziemy do domu?
   - Nie chcę, żebyś wychodził tak szybko z imprezy ze względu na mnie.
   - Mi też odechciało się tańczyć.
   - No... więc dobrze, jedziemy do domu - powiedziałam.
   Po drodze do samochodu poznajdowaliśmy naszych przyjaciół, jednak nikt nie chciał z nami jeszcze wracać. Charlie i Jane to imprezowiczki, więc chciały bawić się do białego rana, a Chris nie mógł przepuścić żadnej okazji do poderwania Julii. Tak więc, wracaliśmy sami.
   Noc była podobna do tej, w której pierwszy raz się widzieliśmy. Gwieździste niebo, księżyc w kształcie rogalika. Gdy Justin nie widział, zerkałam na niego kątem oka, zastanawiając się, czy też to zauważył. Patrzyłam na jego rysy twarzy, które pamiętały jeszcze dziecięce lata, skupione na drodze błyszczące oczy i wiecznie opadające na czoło włosy... i coś zrozumiałam. Jeśli kiedykolwiek miałabym go opuścić, złamałoby mi się serce.

***
(nie jest to oryginalna wersja, tylko przyspieszona - lecz według mnie nieco lepsza)
Rozdział z jednodniowym opóźnieniem, a wszystko przez to, że komputer wciąż w naprawie i nie mam pojęcia, kiedy znowu będę mogła na nim pisać. Kolejny dodam we wtorek o 19 :)
Komentujcie!



     
 
 

2 komentarze:

  1. No i ktoś dostał w mordę 😂😄
    Awww Justin bohater i broni cycków Rose 😁💋💜

    OdpowiedzUsuń