sobota, 2 stycznia 2016

Rozdział 2

   Chłopak wszedł do auta i wyjechał na ulicę. Jechali w milczeniu. Rosanne raz na jakiś czas spoglądała na jego twarz, na jego zaciśnięte szczęki. Wydawał jej się zdesperowany. Przyciskał mocno pedał gazu, jakby bardzo mu się spieszyło. "Pewnie chce mieć więcej czasu dla siebie", pomyślała.
   Czas strasznie jej się dłużył, co powodowało różne myśli. Zastanawiała się, czy chłopak naprawdę może być gangsterem. Jego twarz była na tyle zasłonięta, że nie dało się jej rozpoznać i miał dużo kasy - dwa wystarczające powody, aby go o to osądzać. Rosanne zaczęła się obawiać, że chłopak zrobi jej krzywdę. W dodatku odjechał już za daleko, niż powinien.
   -Gdzie jedziemy? - wypaliła, zanim zdążyła ugryźć się w język.
   Chłopak odwrócił ku niej swoją twarz.
   -Niedługo się dowiesz.
   Na jego twarzy nie pojawił się jednak chytry uśmieszek, jak się spodziewała. Po prostu determinacja, ta cholerna, tajemnicza determinacja. Rosanne wiedziała, że on jest zupełnie inny niż ci klienci, których dotychczas miała. Nie miała jednak pojęcia, czy z tej odmienności powinna się cieszyć czy płakać.
   Skręcili w wąską uliczkę. Rosanne ujrzała wielki bilbord z napisem "Merida Beach" i strzałką do przodu. Zmierzali właśnie do pięciogwiazdkowego hotelu.
   Chwilę później go ujrzała i westchnęła z zachwytu. Słysząc to, chłopak zaśmiał się pod nosem, ale ona to zignorowała. Nigdy nie widziała takiego budynku. Hotel był ogromny i bardzo nowoczesny: cały biały, z wieloma przeszklonymi ścianami. Rosanne niemal nie mogła się doczekać, kiedy do niego wejdzie.
   Kiedy zaparkowali na przestronnym parkingu, dziewczyna już miała wychodzić z auta, kiedy chłopak złapał ją delikatnie za ramię.
   -Zaczekaj - powiedział.
   Rosanne odwróciła się do niego przodem. On zacisnął mocno wargi, jakby się stresował, po czym odchylił delikatnie jej stanik, zupełnie tak, jak robił to facet z czarną czupryną.
   "Zaczęło się", pomyślała i zamknęła oczy. Po chwili jednak poczuła, że nikt jej już nie dotyka. Otworzyła oczy i zobaczyła, że chłopak przygląda jej się z troską.
   -Chodź - powiedział cicho i wysiadł z samochodu.
   Dziewczyna wysiadła posłusznie za nim i zatrzasnęła drzwiczki. Mimo usilnych starań, nie potrafiła zrozumieć jego zachowania. "Nie myśl o tym, Rose", rozkazała sobie w myślach."Po prostu spisz się na 2 tysiące dolarów"
   Kiedy doszli do wielkich, oszklonych drzwi, chłopak znowu przepuścił ją przodem. Rosanne rozejrzała się dookoła. Hol był bardzo przestronny i nowoczesny: jego ściany były białe, a meble ciemnobrązowe. Na przeciwko nich widniał wielki napis "RECEPCJA" i właśnie tam skierował się chłopak. Dziewczyna ruszyła za nim.
   -Dobry wieczór, w czym mogę służyć? - spytała elegancka kobieta siedząca za ladą. Podniosła na nich wzrok i zmarszczyła brwi z dezaprobatą, patrząc na strój Rosanne. Chłopak zauważył to i odchrząknął.  Kobieta spojrzała na niego z wymuszonym uśmiechem.
   -Chciałem wynająć apartament na jedną noc.
   -Nazwisko?
   -Dan Rodrick - powiedział, wyjmując z kieszeni dowód osobisty.
   Kobieta chwyciła go i przepisała dane do komputera.
   -Z widokiem na...
   -Wszystko jedno - przerwał jej szybko.
   -Yhm... Dobrze, więc będzie to pokój numer 543, zaraz państwa...
   - Chciałbym teraz zapłacić.
   Recepcjonistka westchnęła cicho i podała cenę. Chłopak wyjął z portfela wyliczone wcześniej pieniądze i położył na blacie.
   -Mógłbym dostać kluczyk?
   Kobieta szybko mu go podała.
   -Więc zaraz państwa zapro...
   -Nie trzeba, poradzimy sobie - powiedział szybko chłopak.
   "Przecież ma jeszcze jakieś 7 i pół godziny", pomyślała Rosanne. "Gdzie mu się tak śpieszy?"
   Dan złapał ją delikatnie za rękę i pociągnął z stronę windy. Dziewczyna poczuła, że serce podchodzi jej do gardła. Miała poważną klaustrofobię i przerażało ją jeżdżenie windą.
   Drzwi powoli się rozsunęły, ukazując eleganckie wnętrze. Rosanne wzięła głęboki oddech i weszła do środka, zaciskając mocno powieki. Czuła, jak Dan naciska przycisk, a winda rusza delikatnie w górę. Zaczęły drgać jej nogi, a na odkrytych ramionach pojawiła się gęsia skórka.
   - Wszystko w porządku? - szepnął Dan.
   - Tak - odpowiedziała szybko, z całych sił próbując uspokoić oddech.
   Chłopak miał się o coś jeszcze zapytać, ale drzwi od windy się otworzyły i dziewczyna czym prędzej przez nie wyszła.
   Drzwi do apartamentu znajdowały się na końcu korytarza. Dan szybko je otworzył i powstrzymał wchodzącą Rosanne gestem. Dziewczyna posłusznie się zatrzymała i z zainteresowaniem śledziła jego poczynania.
   Chłopak wszedł szybkim krokiem i otworzył drzwi, które zapewne prowadziły do łazienki. Zniknął za nimi na kilka sekund, po czym wrócił do Rosanne. Zamknął drzwi od apartamentu i rysy jego twarzy złagodniały.
   - O co ci chodzi? - spytała, po czym przygryzła wargi. Znowu palnęła coś, czego nie powinna. Wydawało jej się, że Dan zaraz odpowie jej coś niemiłego, jednak on tylko chwycił ją za rękę i pociągnął w stronę schodów.
   - Powiem ci, jak będziemy w samochodzie - powiedział spokojnym głosem, po czym dodał ciszej - Nie martw się, wszystko będzie dobrze. Em... Boisz się jeździć windą, nie?
   Dziewczyna zmarszczyła brwi zdezorientowana.
   - Mam klaustrofobię.
   - Więc zejdziemy schodami - westchnął.
   Rosanne poczuła do niego wielką wdzięczność.
 
   Kiedy znaleźli się z powrotem w samochodzie, chłopak zsunął z głowy kaptur i zdjął okulary przeciwsłoneczne. Rosanne nie mogła zaprzeczyć, że był bardzo przystojny i przez chwilę nawet wydawało jej się, że ma na niego ochotę. Szybko jednak wyzbyła się tej myśli. "Nie jestem dziwką", powtarzała sobie. "Nie ważne, jak długo będę jeszcze do tego zmuszona, psychicznie nigdy nie stanę się dziwką".
   Nie mogła jednak przestać się na niego patrzeć. Długa grzywka opadła mu na karmelowe oczy, więc odsunął ją szybko ręką na tył głowy. Podwinął rękawy i odpalił samochód.
   - Bardzo cię przestraszyłem? - zapytał, kiedy wyjeżdżali z parkingu.
   - Słucham?
   - Strasznie cię przepraszam, nie wiem od czego zacząć - powiedział szybko, przygryzając wargę. - Może... Jestem Justin.
   - Rosanne - odpowiedziała drżącym głosem.
   - Rose... słuchaj, ja naprawdę nie miałem wyjścia. Ten hotel i to wszystko...
   - O czym ty mówisz?...
   Przełknął głośno ślinę.
   - Powiedz mi, czy ty... czy ty tam byłaś z własnej woli?
   - Gdzie?
   - No... w tym burdelu.
   Przygryzła wargi. Nie wolno jej było o tym mówić.
   - Nie.
   - Bardzo cierpiałaś?...
   Rosanne poczuła, że spod powiek wypływają jej łzy.
   - Błagam cię, nie płacz, wszystko będzie dobrze! To... to nie tak jak myślisz. Zabieram cię do swojego domu do Kalifornii. Nie wrócisz do tego burdelu bez własnej woli. Jesteś bezpieczna.
   Spojrzała w jego karmelowe, młode oczy i zrozumiała, że on nie kłamie. Jest wolna.

***
Hej!
Na początku chciałam podziękować za te wszystkie komentarze pod ostatnim rozdziałem. Bardzo mnie motywujecie do dalszej pracy!
Trzeci rozdział postaram się dodać już jutro. Komentujcie!

13 komentarzy: