czwartek, 25 lutego 2016

Rozdział 8

Rose
   Minęły już dwa tygodnie, odkąd zamieszkałam u Justina. Dwa, cudowne tygodnie. Nikt wreszcie mnie nie wykorzystywał, nikt nie robił niczego wbrew mojej woli.
   W przyszłym tygodniu mieliśmy wyjechać na Alaskę, gdzie Justin będzie miał zdjęcia do nowego filmu. Na razie nie ma więc do roboty nic poza uczeniem się tekstu, przez co spędzamy razem prawie całe dnie. Dzięki niemu znów po siedmiu latach nauczyłam się śmiać. Kocham go. Nigdy nie mogłabym wyobrazić sobie lepszego przyjaciela.
   Wyjęłam z kieszeni swojego iPhona i sprawdziłam godzinę. 17.57. Zgodnie z zapewnieniami Justina, powinniśmy być na miejscu już za kilka minut. Tak, dostałam od niego telefon. Chłopak definitywnie nie potrafił znieść myśli, że pod jego nieobecność coś mi się stanie, a nie będę mogła się z nim skontaktować. Mówiłam mu, że komórka nie jest mi potrzebna do szczęścia, ale on czasami jest wkurwiająco uparty. Tak więc, koniec końców zgodziłam się na telefon pod warunkiem, że będzie on używany. Miałam nadzieję, że dotrze do niego iż nie potrzebna mi najbardziej wypasiona komórka dostępna na rynku i nie wyda na nią majątku. Justin potrafi być jednak bardzo przebiegły. Kupił sobie nowy telefon, a mi oddał swojego "starego" (kilkotygodniowego) iPhona. Uśmiechnęłam się, przypomniawszy sobie jego wyraz twarzy z jakim powiedział wtedy: "No co, przecież on jest używany".
   - To gdzieś tutaj - głos Justina przywrócił mnie do rzeczywistości. Auto zwolniło.
   Poczułam nową falę stresu, jednak nie dałam po sobie tego poznać. Wiedziałam, że on to robi dla mnie. Zupełnie wbrew mojej woli, ale jednak dla mnie.
   - Który numer? - spytałam.
   - 152.
   Zmarszczyłam brwi i wyjrzałam przez okno. Dzielnica, w której byliśmy nie różniła się niczym szczególnym od innych amerykańskich dzielnic - rzędy domków jednorodzinnych z charakterystyczną, białą elewacją. No, może jednym - gdzieś tutaj przebywały osoby, których nie widziałam od siedmiu lat. Moja rodzina.
  Przejeżdżałam wzrokiem po numerach domów. Serce mi przyspieszyło. Z każdą sekundą byliśmy bliżej.
   Czemu tak się stresujesz? Powinnaś być szczęśliwa.
   Powinnam. Jednak nie ważne, jak bardzo się się starałam, wciąż pragnęłam być jak najdalej stąd... albo po prostu w domu.
   To było nienormalne. Nazywałam domem posiadłość chłopaka, którego znam od dwóch tygodni, a nie dom w którym mieszka moja rodzina.
   Dom jest tam, gdzie ludzie których kochamy.
   Przecież kochałam swoją rodzinę. Jednak... dlaczego w takim razie nie chciałam jej widzieć? Może nie mogłam znieść myśli, że z tego burdelu uratował mnie obcy mężczyzna, a nie mój własny ojciec? Albo po prostu... przyzwyczaiłam się już do samotności.
   - 152 - przeczytałam, patrząc na nieduży domek. - To tutaj.
   Justin zaczerpnął gwałtownie powietrze. On też się stresował, jednak był ode mnie lepszy w udawaniu twardziela. Zaparkował i zwrócił twarz w moją stronę.
   - Hej, wszystko okej? - spytał, marszcząc brwi.
   - Tak - odpowiedziałam głosem totalnie zaprzeczającym moje słowa. Przełknęłam ślinę i powtórzyłam pewniej. - Oczywiście, że tak. Czemu ma być nie w porządku?
   Prychnęłam.
   - Cała się trzęsiesz - zauważył.
   O cholera.
   Spojrzałam na swoje dłonie. Rzeczywiście, mocno drgały. Postarałam się je uspokoić, jednak to nie było takie proste.
   - Czy ty...? - zaczął niepewnym głosem Justin.
   - Nie, nie, nie martw się - odpowiedziałam szybko, wiedząc co ma na myśli. - To nie przez narkotyki, tylko przez stres.
   - Może przyjedziemy tu kiedy indziej?
   Chciałam odpowiedzieć "tak". Już otworzyłam usta, wyobrażając sobie, jak wracamy do domu. W ostatniej chwili się jednak powstrzymałam. To przecież nic nie da - i tak prędzej czy później tu wrócimy, a ja wolałam mieć to już za sobą.
   - Nie. Jak już tu jesteśmy, to chodźmy. Przecież to tylko moja rodzina, nie? - zaśmiałam się nerwowo.
   - Będzie dobrze - szepnął, odgarniając z mojej twarzy kosmyki włosów.
   - Wiem - skłamałam.
   Przetrwałam uwięziona przez 7 lat, codziennie gwałcona i molestowana, a nie przetrwam jednego dnia u rodziny?
   Rozpięłam pasy i wygramoliłam się szybko z samochodu, zatrzaskując za sobą drzwiczki. Postanowiłam nie myśleć o tym, co zaraz mnie czeka. Jeszcze zamknęłabym się z powrotem w samochodzie.
   Justin również wysiał i zamknął auto.
   - Tylko pamiętaj, że jeżeli zaproponują ci, abyś się do nich przeprowadziła...
   - Tak, wiem - przerwałam mu. Przypominał mi to już trzeci raz. - Wtedy mam powiedzieć, że mieszkam u ciebie.
   - No! - mruknął tonem "grzeczna dziewczynka" i uśmiechnął się zadowolony. Popchnął mnie delikatnie do przodu. - Idziemy?
   - Idziemy - przytaknęłam i ruszyłam do przodu. Otworzyłam furtkę i przytrzymałam ją dla Justina. Śledziłam go wzrokiem, kiedy zamykał ją delikatnie. Wróciła na swoje miejsce z cichym zgrzytem, na który przeszły mnie ciarki.
   Teraz nie ma już odwrotu.
   Podeszliśmy do drzwi wejściowych. Z głośno bijącym sercem uniosłam rękę i nacisnęłam dzwonek.
   Wdech, wydech.
   Nerwowo przystępując z nogi na nogę odliczałam sekundy.Nikt nie podchodził do drzwi.
   Gdy doliczyłam do dziesięciu, stwierdziłam że nikogo nie ma w domu.
   - Nie ma ich - powiedziałam z poczuciem ulgi. Odwróciłam się i już miałam wracać do samochodu, kiedy zatrzymały mnie silne ręce Justina.
   - Ktoś idzie - szepnął.
   Wytężyłam słuch. Rzeczywiście. Usłyszałam ciężkie kroki wewnątrz domku. Stres powrócił. Odkręcany zamek, przekręcana gałka. Drzwi otwierające się na oścież. Dziewczyna, a raczej już młoda kobieta witająca nas ostrym wyrazem twarzy.
   Zmieniła się. Włosy z naturalnego, platynowego blondu przefarbowała na ciemny brąz, a rysy twarzy zgubiły swój dziecięcy wyraz i przybrały ostrzejsze rysy.  Jednak oczy wciąż były takie same. Duże, ciemnobrązowe i piękne.
   Melanie.
   Moja siostra.
   - Bieber?! Co ty tu do cholery robisz?! - syknęła wściekle, przewiercając Justina wzrokiem. Odwróciłam twarz w jego kierunku, szukając wyjaśnienia. Wyglądał, jakby doznał szoku.
   - No, po co tu przylazłeś? - prychnęła, krzyżując ręce na piersi.
   Chłopak nabrał powietrza i odchrząknął.
   - Przyprowadziłem ci kogoś - powiedział, kładąc rękę na moich plecach i popychając mnie delikatnie do przodu.
   Siostra spojrzała na mnie, mrużąc oczy.
   - Znamy się? - spytała, łamiąc moje serce na tysiące kawałków.
   Odebrało mi mowę. Spojrzałam błagalnie na Justina.
   - Tak, tak się składa że się znacie, ale siedem lat temu wasz kontakt się urwał - powiedział, a oczy Melanie zaczęły się rozjaśniać.
   - Jestem Rosanne - dopowiedziałam lekko zachrypniętym głosem. - Twoja siostra.
   Jej twarz natychmiast straciła zacięty wyraz. Otworzyła usta i ostrożnie dotknęła mojego ramienia, jakby sprawdzała czy jestem prawdziwa.
   - Rosanne? - wyszeptała, sunąc opuszkami palców po mojej szyi.
   - Ja - uśmiechnęłam się delikatnie.
   Wybuchła płaczem i przyciągnęła mnie do siebie. Ukryła twarz w moich jasnych włosach i mocno objęła mnie ramionami. Czułam, jak jej ciepłe łzy spływają po mojej szyi.
   - Gdzie ty byłaś? - wychlipała. - Tak za tobą tęskniłam! Tyle cię szukaliśmy... ja... ja myślałam, że cię już nigdy nie zobaczę, że nie żyjesz.
   Odsunęła się ode mnie. Przetarła mokre oczy i chwyciła mnie za rękę.
   - Ale ty się zmieniłaś - uśmiechnęła się przez łzy. - Nie jesteś już taka pucołowata jak kiedyś.
   Zaśmiała się cicho i odsunęła się od drzwi.
   - Wejdźcie, rozgośćcie się - powiedziała.
   Weszliśmy do domu. Będąc na zewnątrz nie spodziewałam się, że jest on tak duży. Z przedpokoju widziałam przestronny, elegancko urządzony salon i schody prowadzące na górę. Panował tu zupełnie inny wystrój niż w nowoczesnym domu Justina, przez co nie potrafiłam poczuć się tutaj jak u siebie. A właściwie... jak u Justina.
   Kiedy odwieszałam katanę na wieszak, zorientowałam się, co mi przypomina to wnętrze. Dokładnie tak, tylko w mniejszej wersji wyglądał kiedyś pokój Melanie. Więc... ten domek najprawdopodobniej należał do niej.
   Siostra zaprosiła nas do salonu i kazała nam usiąść, więc usiedliśmy z Justinem obok siebie na skórzanej kanapie.
   - Co chcecie do picia? Kawę, herbatę?
   - Um... w sumie to przyszliśmy tylko na chwilę, więc... - zaczął Justin.
   - Nie, musicie trochę zostać - uparła się Melanie. Uśmiechnęłam się, przypominając sobie ją sprzed siedmiu lat. Zawsze przerywała mi w połowie zdania i uwielbiała żartobliwie wystawiać język.
   - Tak czy inaczej, siadaj, nie chcemy nic do picia - powiedziałam.
   Melanie usiadła na przeciwko nas, w fotelu. Spojrzała na mnie z wielkim uśmiechem, po czym posłała Justinowi groźne spojrzenie, którego chyba miałam nie zauważyć. Chłopak zacisnął wargi i założył ręce na piersi.
   - Więc, Rosanne, gdzie ty byłaś? Wiesz, jak się o ciebie martwiliśmy?
   - Em... - spojrzałam na Justina., przygryzając wargę. Nie uzgodniliśmy "oficjalnej wersji" mojego porwania, a tą prawdziwą nie mogłam i nie chciałam się dzielić. Chłopak otworzył usta, jak to zawsze robił gdy się nad czymś zastanawiał i nerwowo poprawił grzywkę.
   - Hm? - ponagliła mnie Melanie.
   Justin spojrzał na mnie wzrokiem "chciałbym pomóc, ale nie potrafię".
   - Ważne że jestem, nie? - zaśmiałam się nerwowo.
   - Chyba tak - potwierdziła siostra. - Ale... Rosanne, proszę, powiedz gdzie byłaś, co ci się stało.
   - Powinnaś wiedzieć tylko, że nie przebywałam tam ze swojej woli - odpowiedziałam wymijająco.
   Dziewczyna westchnęła.
   - Okej. A on - kiwnęła głową na Justina. - wie, prawda?
   - Tak - odpowiedziałam, zaciskając wargi.
   - No tak - westchnęła. - A skąd wy się tak w ogóle znacie?
   - Mogłabym cię spytać o to samo.
   Melanie zaśmiała się ponuro.
   - Ten chłopak - wskazała na Justina. - to najgorsza osoba jaką. Manipuluje ludźmi dookoła siebie, mami ich, udaje że mu na nich zależy, a potem...
   - Nie manipuluję ludźmi. Nie wciskaj jej tego kitu. Może i byłem nieodpowiedzialnym gnojkiem, ale nigdy nikim nie manipulowałem - przerwał jej cicho.
   - A co jej powiedziałeś wtedy, co? Jak ona na to zareagowała? Bo nie mów mi, że zgodziła się dobrowolnie!
   - Ej, dość! - krzyknęłam. - Czy ktoś może mi powiedzieć o co wam chodzi?
   Co takiego mógłby zrobić ten człowiek, który uratował mnie z tego nieszczęsnego miejsca, dając mi tyle, że nigdy nie śmiałabym nawet o to prosić?... 
   - Mieszkasz z nim? - spytała Melanie, zupełnie ignorując moje pytanie.
   - Tak, mieszkam z nim.
   - Oszalałaś?! On jest nieobliczalny!
   Może naprawdę jest seryjnym zabójcą?
   - Skończyłem z ćpaniem, okej?! - wybuchnął Justin. - Skończyłem z tym trzy lata temu, kiedy tylko... kiedy tylko...
   - No, wyrzuć to z siebie! - syknęła Melanie. - Kiedy co?!
   Daj spokój, to Justin. Znasz go. On NIE jest seryjnym zabójcą. Zwykłym zresztą też nie.
   Chłopak spuścił smętnie głowę.
   - Zostawmy ten temat w spokoju. Wiem. Rozumiem że jesteś na mnie wściekła, ja też sobie tego nigdy nie wybaczę, ale nie manipuluję ludźmi i nigdy tego nie robiłem - wymamrotał.
   - Okej, okej - westchnęła moja siostra. - Więc, Rosanne, nie chciałabyś się przeprowadzić do mnie? Mieszkam tylko z narzeczonym, a dom jest dość duży, pomieścimy się wszyscy. Mam jedną wolną sypialnię, możesz ją zająć.
   - Dziękuję za dobre chęci, ale mieszkam z Justinem - odpowiedziałam.
   - No... okej. Skoro chcesz u niego mieszkać...
   - Myślałam, że mieszkasz z rodzicami.
   - Oh, Rosanne! - zakryła usta dłonią. - No tak, ty o niczym nie wiesz. Nasi rodzice... Z mamą nie mam kontaktu od trzech lat. Pokłóciłyśmy się strasznie i wyjechała. Nawet nie mam pojęcia gdzie...
   Serce podeszło mi do gardła. Jak moja matka mogła coś takiego zrobić? Jak mogła opuścić swoją córkę?
   - A tata? - spytałam z bijącym sercem.
   - On... On kilka dni po tym, jak zaginęłaś... wiedział, że to wszystko przez niego. Załamał się... i on... on popełnił samobójstwo, Rosanne.

***
Ten rozdział jest zdecydowanie dłuższy niż poprzednie i mam nadzieję, że uda mi się zachować taką długość. Jak myślicie, za co Melanie tak bardzo nienawidzi Justina? Napiszcie w komentarzach! Kolejny rozdział w poniedziałek!

2 komentarze:

  1. Super rozdział , i Melanie była chyba dziewczyną Justina , że w sensie ominął ja sobie wokół palca , mówił ze kocha , a potem zostawił i może nawet bił ? Przez narkotyki . Wpadnij do mnie u zostaw opinie czy coś ;) ffjustinbieberyouaredifferent.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń