sobota, 5 marca 2016

Rozdział 10

Rose

Staliśmy w piątkę przed wielką posiadłością. Była zapewne jeszcze większa niż dom Justina i zbudowana w zupełnie innym stylu. Nie była ani trochę nowoczesna - przypominała mały pałac. Główna różnica polegała jednak w otoczeniu - tutaj dookoła budynku znajdował się cudowny ogród pełen egzotycznych roślin, przypominający idealnie przystrzyżony las deszczowy, a nie jak u Justina - kamienie ozdobne, trochę drzew, kwiaty otoczonych jasnym żwirkiem i ogromny basen.
   Chłopak zadzwonił do drzwi dzwonkiem zdobionym złotem. Mimo głośniej muzyki, usłyszałam charakterystyczne 'ding-dong'.
   - Ma niezły dom - stwierdziła Charlie.
   - 'Niezły' to mało powiedziane - powiedziała Jane, jej przyjaciółka.
   - Skąd ona ma tyle kasy? - spytał Chris. - Przecież mówiłeś, że to będzie jej pierwszy film.
   - Nie wiem, nie znam jej - odpowiedział Justin. - Może ma bogatych rodziców.
   - Chciałeś powiedzieć 'nieziemsko bogatych' - poprawiła go Charlie.
   Po chwili drzwi otworzyła nam śliczna dziewczyna w moim wieku. Ciemnobrązowe włosy opadały jej falami na ramiona, pełne usta miała pomalowane mocną, czerwoną szminką. Miała na sobie białą, imprezową sukienkę, która podkreślała jej pełne piersi i kontrastowała z ciemnym odcieniem skóry.
   - Cześć! - powiedziała.
   - Hej - odpowiedział Justin. - To są moi przyjaciele.
   - Jestem Julia - przedstawiła się nam dziewczyna.
   - Charlie.
   - Chris.
   - Jane.
   - Rose.
   - Miło mi was poznać - Julia uśmiechnęła się serdecznie. Wejdźcie.
   Spojrzałam na Chrisa, który lustrował dziewczynę wzrokiem. Widziałam wyraźnie, że jej wygląd przerósł jego najśmielsze oczekiwania. Gdybym była chłopakiem, pewnie też śliniłabym się na jej widok.
   Gdybym była chłopakiem.
   Spojrzałam na Justina i złapałam go na tym, że mi się przygląda. Nie wyglądał, jakby Julia zrobiła na nim jakiekolwiek wrażenie.
   No tak. Przecież stwierdził, że jest 'nawet ładna'.
   W pierwszej chwili poczułam ulgę, ale chwilę później oprzytomniałam. Skoro Julia nie robiła na nim wrażenia, to jak powinna wyglądać dziewczyna, która mogłaby mu się spodobać?
   - Chodźcie do salonu - powiedziała. - Wszyscy już są.
   Poszliśmy za nią do pomieszczenia, z którego dochodziła muzyka. Salon, pomimo zachowanej elegancji, został sprytnie przemieniony w klub nocny. W środku było dość tłoczno i bardzo głośno. to przypominało mi stare czasu. Nie potrafiłam utożsamić się z myślą, że jestem tutaj po to aby się dobrze bawić, a nie po to, aby zadowolić jakiegoś starego, śmierdzącego faceta.
   - Chodźmy się napić! - Jane pociągnęła mnie i Charlie za ręce w stronę barku. Odwróciłam się, próbując odnaleźć wzrokiem Justina, ale na sali było zbyt tłoczno.
   - Dla mnie coś z dużą ilością alkoholu - zarządziła Jane, patrząc na ciemnowłosego barmana.
   - Nie ma napojów alkoholowych.
   - Jak to nie ma? - jęknęła Charlie.
   - Julia zawsze organizuje imprezy bezalkoholowe, ale mam za to duży wybór innych drinków. Mogę pani zaproponować...
   - Cholerna abstynentka - mruknęła. - Poproszę colę.
   - A dla was? - zapytał barman, patrząc na mnie i Jane.
   - Dla mnie też cola.
   - A dla mnie sprite - powiedziałam.
   - Jak można organizować imprezy bezalkoholowe? -jęknęła Charlie, gdy barman zajął się nalewaniem nam picia.
   - Może nie będzie tak źle - stwierdziła Jane.
   - Przynajmniej nie będziemy miały jutro kaca - dodałam.
   Barman podał nam napoje. Rozmawiałyśmy przez chwilę, po czym dziewczyny usłyszały swoją ulubioną piosenkę i poszły na parkiet, zostawiając mnie samą. Sączyłam przez chwilę swojego sprite'a, wciąż wypatrując Justina. Nie było łatwo go dostrzec, bo nie był zbyt wysoki.
   Siedząc na dupie na pewno go nie znajdziesz.
   Westchnęłam i wstałam z miejsca. Zaczęłam przeciskać się przez tłum. Nagle poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. Odwróciłam się szybko. Spodziewałam się zobaczyć karmelowe oczy Justina, ale ujrzałam mężczyznę który na oko był ode mnie starszy o jakieś dziesięć lat.
   - Czemu taka ślicznotka nie ma z kim tańczyć? - spytał oślizgłym głosem.
   - Szukam kogoś - wymamrotałam.
   - Co?
   - SZUKAM KOGOŚ - powtórzyłam głośniej, strącając jego dłoń z ramienia. Już miałam iść i dalej szukać Justina, kiedy złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie.
   - Ten ktoś poczeka. Zatańcz ze mną.
   - Ja... ja powinnam go znaleźć, naprawdę.
   - Trzy minuty cię nie zbawią. Tylko jedna piosenka.
   Chciałam się nie zgodzić. Wyrwać się, odnaleźć Justina i zatańczyć z nim. Więc dlaczego moje usta ze mną nie współpracowały?
   - W porządku - odpowiedziałam.
   Położył ręce na moich biodrach i zaczęliśmy ruszać się w rytm muzyki.
   - Dobrze się ruszasz - zamruczał mi do ucha.
   - Ym... dziękuję - wymamrotałam, odsuwając go trochę.
   Jego towarzystwo sprawiało, że chciało mi się wymiotować.
   - ROSE! - usłyszałam wołanie Charlie. Jeszcze nigdy nie ucieszyłam się z jej obecności. Dziewczyna zauważyła mnie i pobiegła, przedzierając się przez tłum. Wyrwała mnie z objęć nowo poznanego mężczyzny.
   - Musimy porozmawiać - powiedziała stanowczo, ciągnąc mnie do łazienki.
   - Nie zadawaj się z nim - syknęła, gdy znalazłyśmy się w środku.
   - Dlaczego? - spytałam.
   - Źle mu z oczu patrzy. Proszę, nie zadawaj się z nim, posłuchaj mnie.
   - Dobrze, dobrze, nie denerwuj się tak - odpowiedziałam spokojnie.
   - Okej - odetchnęła. - Dziękuję.
   - A... dlaczego tak się o mnie troszczysz? Wydawało mi się że za mną nie przepadasz.
   - Rose, nie będę cię okłamywać: nie za bardzo cię lubię. Ale życzę ci źle. Nie chcę, abyś popełniała te same błędy co ja kiedyś.
   - Jakie błędy?
   - Serio chcesz tego słuchać? - uniosła brwi.
   Pokiwałam twierdząco głową.
   - Więc... miałam wtedy szesnaście lat. Właśnie rzucił mnie chłopak, byłam załamana. Poszłam do klubu się napić i odstresować. Tam go poznałam. Miał na imię James, był o trzynaście lat starszy i szalenie przystojny. Przetańczyliśmy całą noc - zaśmiała się ponuro. - Szalenie się zakochałam. Od tamtego wieczoru zaczęliśmy się spotykać. Był szalenie bogaty, ale co często za tym idzie: również bardzo zapracowany, przez co nie spędzaliśmy razem wiele czasu. Ale kiedy tylko się spotykaliśmy, on odwdzięczał mi się za chwile rozłąki. Komplementował mnie, kupował drogie prezenty, zabierał w piękne miejsca. Mówił, że jestem najpiękniejszą dziewczyną, jaką kiedykolwiek widział. To z nim straciłam swoje dziewictwo.
   Prychnęła.
   - Dopiero po kilku miesiącach powiedziałam o nim rodzicom. Próbowali mi wmówić, że on jest dla mnie nie odpowiedni, przekonywali mnie abym z nim zerwała. Jednak ja byłam młoda i głupia. Sądziłam, że mnie nie rozumieją i robią to wszystko po to, aby zrobić mi na złość. Nie widziałam prawdy... - przełknęła ślinę. - W końcu zakazali mi się z nim spotykać. Wściekłam się. Byłam zakochana, potrzebowałam go. Postanowiłam z nim uciec. Kupił dla nas dom w innej miejscowości i tam zamieszkaliśmy.
   - Nie brakowało ci rodziców? - zapytałam.
   - Czasami za nimi tęskniłam, ale miałam Jamesa. Byłaś kiedyś zakochana?
   - Nie.
   - Więc tego nie zrozumiesz. Bo... gdy jesteś zakochany, ta osoba zastępuje ci wszystko. Jesteś gotowa oddać wszystko, byle tylko być blisko niej. Dlatego... brakowało mi ich, rzeczywiście, ale nie chciała wracać do domu, wolałam być z Jamesem. Kontynuując... gdy miałam 18 lat, zaszłam w ciążę. Byłam bardzo młoda, bałam się macierzyństwa, ale świadomość że noszę w sobie dziecko Jamesa dodawała mi otuchy i sprawiała że pokochałam to maleństwo. Kiedy oznajmiłam mu nowiny, on się wściekł i kazał mi usunąć. Przeraziłam się, nie znałam go od tej strony. Uparłam się, że donoszę ciążę, ale on wtedy zagroził że mnie rzuci. Powinnam wtedy od niego odejść, ale ja stwierdziłam, że on się boi i dlatego tak się zachowuje. Zgodziłam się na jego warunki, bo nie chciałam go stracić. Kupił mi specjalne tabletki, od których poroniłam...
   Zacisnęła mocno usta.
   - Od tamtej pory coraz rzadziej bywał w domu. Zaczęłam podejrzewać go o zdradę, więc pewnego dnia postanowiłam go śledzić. Miał jechać w delegację, ale wypożyczonym autem dojechałam za nim do jakiegoś domu. Drzwi otworzyła mu kobieta, którą pocałował... ale ja wciąż w niego wierzyłam. Miałam nadzieję, że w domu wszystko mi wyjaśni. Kiedy po jego powrocie poruszyłam ten temat, okazało się... że wprawdzie to nie była jego kochanka. To była jego żona. Byli małżeństwem od trzynastu lat. I... i mieli dziecko. Trzynastoletnią córkę.
   Zatkało mnie. Nie miałam pojęcia, co odpowiedzieć.
   - A... a on mówił że ja jestem tą jedyną, a tak naprawdę wciąż byłam tylko jego kochanką. Dziewczyną od seksu. A ja go kochałam. Naprawdę szczerze kochałam. Nie jego pieniądze, tylko osobowość. Człowieka, który nigdy nie istniał. A James nawet mnie nie przeprosił. Gdy wściekła pakowałam walizki, siedział i patrzył się na mnie obojętnie. Może to i lepiej. Jeszcze bym tam została i mu wybaczyła - zaśmiała się ponuro. - Ale wiesz co jest najgorsze?
   Pokręciłam przecząco głową.
   - Że gdy patrzę na Julię... ona ma ten sam uśmiech, te same ciemne oczy. Widzę w niej jego. To jest córka Jamesa.

***
Hej!
Przez zepsuty komputer ledwo się wyrobiłam, ale rozdział jest. Niestety musiałam napisać go na telefonie, przez co mogą trafić się literówki, których nie zauważyłam przy sprawdzaniu. Kolejny rozdział w czwartek!
Zostawcie swoją opinię w komentarzach!


2 komentarze: